Ja trochę taka hipiska jestem, dlatego bez dokładnego planu zaczęłam przesadzać rośliny, niektóre biedniątka zmieniały miejscówkę kilka razy, a pewnie to nie koniec. Trawa zdążyła zamienić się w zbitą darń. W dodatku ziemia nie została oczyszczona i nawet sobie nie wyobrażałam co można wykopać. Sadząc rododendrona, natrafiłam na złom i wykopałam czubatą taczkę zardzewiałych puszek po konserwach i taczkę worków foliowych po "Kurczę patroszone". W te konserwy to mogłam dać hortki.
Ile płyt betonowych, gruzu, pocisków, dobrze, że nie na mnie trafił pancerfaust. Nie raz z wściekłości i niemocy popłynęły mi łzy. Wszystko sama, bo M uważał, że to już jest super ogród.