Kochane moje! Wirtualne życie to nie jest mój świat, ale jak się nie ma co się lubi, to i do tego przyzwyczaić się trzeba. Dziś, dzięki zięciowi. w samo południe urządziliśmy rodzinne spotkanie przy komputerze. Byli wszyscy obecni, przesiedzieliśmy przed ekranem sporo czasu. Była moja wnusia z Irlandii, której nie widziałam od 5 lat, i moi miejscowi, za którymi przepadam, a teraz też jak ja, w izolacji wirusowej.
Było świetnie, chociaż niedosyt realnych uścisków pozostał.
Mam nadzieję, że nadrobimy to niebawem. Strach jednak jest, bo synowa pracuje ma pierwszej linii frontu, w szpitalu.
Wszystkim zaglądającym do mnie ,dziękuję serdecznie, i życzę dużo cierpliwości i mimo wszystko, humoru. Nawet tego , z pogranicza czarnego. Bo tylko śmiech może nas ochronić nie tylko od wirusów, ale i od depresji. Pogodnych Świąt.