Są w moim ogrodzie jeszcze dwie róże, które czują się w nim dobrze, pomimo trudnych warunków. To Laguna - której zdjęć prawie nie mam, bo rośnie w cieniu sosen i jakoś się nie złożyło, żeby ją sfotografować. A szkoda, bo jest pokaźnym krzewem, ma jakieś 3 czy 4 lata i wysokość powyżej 2 metrów. Kwitnie chętnie, kwiaty ma przepiękne i pachnące. Mam tylko problem ze skoczkiem różanym, który się jej uczepił - to pewnie dlatego, że rośnie przy południowej ścianie.
Druga to Pomponella, która zaparła się, żeby mi udowodnić, że warto jej dać szansę. Przez pierwsze lata chorowała i nie mogłam się nadziwić, skąd się bierze zachwyt nad tą różą - proste badyle zakończone kiścią plastikowych kulek

Ale od pewnego czasu naprawdę ją doceniam, stara się dziewucha. Zaczęła się rozkrzewiać, a kwiatów ma naprawdę dużo. Jest dobra do bukietów, kwiaty ma trwałe, na krzaczku one są i są, i są... Ma tylko jedną wadę - nie pachnie
Na ostatnim zdjęciu z niewysoką różyczką Drift Meillanda - to także śliczna róża, która swojego czasu była głównym źródłem zapachu w moim ogrodzie. Nieduże kwiatki pojawiały się w ilości tak nieprawdopodobnej, że liści nie była widać, a całość przypominała białą chmurkę, pachnącą na odległość paru metrów! Niestety którejś zimy okropnie zmarzła i teraz pomaleńku się odbudowuje, ale to nie to co kiedyś. Do ciepłych rejonów polecam!