Ależ dzisiaj było pięknie. Wiosno witaj!
Korzystając z wiosennej pogody zapakowałam swoje jestestwo do auta i pojechałam troszkę ogarnąć „szmaragdowy”. Z małą przerwą na posiłek regeneracyjny prawie 8 godzin non stop w ogrodzie. Czuje się sponiewierana ogrodowo…ale szczęśliwa, bo kawał porządnej roboty odwaliłam.
Wygrabiłam trawnik i oczyściłam tuje, podcięłam berberysy, trawy, Pana Platana oraz owocowe krzaczki w mini sadzie. Usunęłam liście hostom i konwaliom. Odkopczykowałam róże. Podlałam rododendrony i bukszpany (choć podobno cały następny tydzień ma padać).
Wystawiłam z piwnicy zimujące tam rośliny.
Potem wzięłam się za przedpłocie…masakra ile tam było śmieci. Puszki po piwie, „szczeniaczek” po czystej, gazetki reklamowe oraz paragony z pobliskiego marketu, opakowania po chipsach, kubek po kawie z „Orlenu” i niezliczony ilości innych śmieci niewiadomego pochodzenia.
Godz. 19:24 – osiem worków bio śmieci do wywiezienia.
Zastanawiałam się, czy rozsypać już nawóz na trawnik, ale jest chyba troszkę za wcześnie. Wiosna późno przyszła, w niektórych zakamarkach ogrodu leżały jeszcze śladowe ilości śniegu, więc trawnik też jakiś taki niemrawy. Poczekam z tym nawozem jeszcze 2 tygodnie.
Zapomniałam oczyścić ze zmarzniętych liści żurawki i ciemierniki….ale nic się nie stało, następnym razem.