Psów nie mam w ogrodzie, a i koty nie chcą wychodzić w to zimno, jedynie bandzior sąsiadów dziś przemykał.
Za kilka dni, gdy mróz zelżeje do kilku stopni w nocy te koce zdejmę, zostaną jedynie powłoczki i agrowłóknina
Mnie się jeszcze moje nasadzenia nie znudziły, a na chciejstwa mam nowy ogród
No, jak obozowisko bezdomnych Też mi się tak skojarzyło
A ja odwrotnie. Postanowiłam, że zaraz, teraz, dokupię duże ilości agrowłókniny. Żeby leżała i w razie nagłej potrzeby była pod ręką. Niekoniecznie w tym roku - tak na przyszłość.
Bo mi syn już zapowiedział, że jego harcerskie koce (te granatowe koce polarowe co je widać na zdjęciach) w przyszłym roku nie będą już dla mnie dostępne. Po wymianie na nowe powędrują do schroniska dla zwierząt.
Zaglądam to tu, to tam do Waszych ogrodów, usiłując jakoś odgarnąć forum. I prawie wszędzie czytam, że albo nie okrywaliście przed mrozem, albo tylko niektóre rośliny.
Może mam jakąś fobię, może niepotrzebnie dmucham na zimne, ale mam poważne obawy o konsekwencje tego potężnego mrozu.
I nawet nie ze względu na jego skalę (choć jest naprawdę duży), ale dlatego, że moim zdaniem rośliny wcale jeszcze nie weszły w stan zimowego spoczynku.
Oprócz chwilowego ochłodzenia w listopadzie nie było na tyle chłodno, by rośliny okopczykować.
27 grudnia w niedzielę poświąteczną, było 14 stopni na plusie. ( Na marginesie - właśnie wówczas odkurzyłam bukszpany. Toszko, dzięki za tę radę - wyciągnęłam niesamowite ilości uschniętych ale lekko gnijących resztek).
W niedzielę też podlałam wszystkie zimozielone. Solidnie, z poprawką w poniedziałek.
A we wtorek na wariackich papierach okrywałam rośliny. Bo w ciągu kilku dni z +14 miało się zrobić -10. Najpierw agrowłókniną. Ale w czwartek doszłam do wniosku, że to za mało. Dołożyłam koce.
Pewnie będziecie się ze mnie śmiać, ale pokażę, jak wygląda obecnie mój ogród.
Dziękuję za miłe słowa Masz rację, całe koło, w dodatku dłuższe, niż mini, to dla dorosłej dziewczyny za dużo. Dlatego właśnie szyję córci półkloszówkę.
Rzeczywiście tak wygląda Ale nie, kroiłam przy użyciu miary krawieckiej
szylam kiedys tiulowa z kola a wlasciwie z czterech kol ale wyciecie kol w tiulu nie jest latwe.przynajmniej dla mnie.
Tez dzis troche szylam a dokladnie "szmatke" przytulanke z metkami bo na chrzes sie wybieram.
Brawo Ty
Z tiulu jeszcze nie szyłam, choć chodzi za mną taka tiulowa spódniczka dla Kasi.
MAm nadzieję, że zdjęcie szmatki-przytulanki zrobiłaś?
Jaki ładny zestaw! Ja coś nie mogę usiąść do maszyny, choć sprzęt nowiutki czeka na wypróbowanie
U mnie nad ranem zaczął padać śnieg. Te kilka centymetrów puchu wystarczy, żeby otuliło roślinki. Ulżyło mi
Dziękować
A nowiutkiego sprzętu ciut zazdroszczę, bo pewnie overlock ma. Ja mam Łucznik 451, jeszcze posagowy Solidny sprzęt, ale overloka nie ma, muszę sobie radzić bez.
Śniegowej pierzynki zazdroszczę. U mnie śniegu ani milimetra.
Tesiulka zdolniacha z Ciebie
Też kiedyś szyłam jak moje dziewczynki małe były a teraz jakaś ułomna w tej dziedzinie się zrobiłam
Ja roślinek nie okrywam ,co wypadnie to wymienię i już .
Dzisiaj będzie próba ,już u mnie -12
Jaka tam zdolniacha. Większość dziewczyn coś w życiu uszyło, szyje, albo będzie szyła
Spódnicę z półklosza umiem uszyć od 12 roku życia, były modne wówczas solejki (plisowane półkloszówki). Męczyłam ciotkę, że taką chcę, to mi na odczepnego powiedziała, jak ją uszyć
Dzieciakom też szyłam kiedyś. Nawet sobie. Ale potem na długo odłożyłam robótki krawieckie.
U mnie -12 było o trzeciej po południu.
Moja też była zachwycona kręceniem Mam zdjęcie spódniczki na Kasi, ale nie mogę pokazać. Pokażę więc bez modelki Zdjęcia słabe, bo z telefonu.
Dla tych, co nie wierzą, że to całe koło
Trochę się na tym znam, moja córcia zawsze uwielbiała kołowate sukienki, fajnie się kręcą, ale do ślubu, za dużo było, więc było z pół koła, ale podziwiam cały komplet i zameczek i torebkę