Pamiętasz które to są może strony u ciebie i kto to jest Ania ASC? Jakiś link proszę .
Do pracy jestem tylko ja. M. nie cierpi prac w ogrodzie, więc mam nadzieje, że jak popracuje ten sezon przy odrostach u lilaka i następny i ... i zobaczy że to syzyfowa praca to pęknie.
A wtedy będzie może tak:
Święta PRAWDA Tylko w tym cały szkopuł, że to co ładnie jest zimozielone i mogę posadzić w każdej innej części ogrodu a słońce jest tylko z przodu czyli od południa, i tylko tam mogę posadzić kwiaty. Cała trudność polega na tym żeby to połączyć i zrobić 2 w 1. Żeby było kwiatowo i ładnie cały rok
Liczę na was bo mnie zdecydowanie to przerasta i dzięki wielkie
Na pewno oczar potrzebuje słonecznego miejsca. Jest krzewem wysokości do ok. 3 m wysokości,podobnej szzerokości, jest taki szerszy niż dłuższy, gałęzie rozastają się na boki, więc potrzebuje sporo miejsca. Przypomina nieco z liści orzechy laskowe, tylko że w jaśniejszym kolorze. Jest ładny również po kwitnieniu, a jesienią liście przebarwiają się na żółto - na zdjęciu poniżej.
Chyba najlepsze są do ogrodów żółto kwitnące odmiany, bo te z pomarańczowymi czy czerwonymi kwiatami zimą i wczesną wiosną są mało widoczne, a tym samym mniej spektakularne w ogrodzie.
Moja odmiana nazywa się "Pallida", pozostałe dwa są no name.
Jest mojego wzrostu, ale jeszcze jest rzadki, kupiłam spore okazy wiosną w 2013 roku. Czytam o nich że się ich nie tnie, ale chyba nie wytrzymam i przytnę dwóm krzakom te najdłuższe "skrzydła", bo chcę żeby był gęściejszy. Innego sposobu nie znam.
Przepiękny jest i ma bardzo elegancki pokrój kwiatów. Nie szkodzi że to nie Apple, chociaż jak się dostaje kwiatki całe czerwone, a chciało się mieć białe z tym różowym zadmuchem w środku, to się człowiek wkurza.
To masz ode mnie, przynajmniej tak będziesz miała tego Apple Bloosom
Julu nie dziwię Ci się, że nie możesz się doczekać. Ja mam za płotem dźwig i perspektywę budowy budynku wielorodzinnego... Ani się nie obejrzysz, jak będzie u Ciebie pięknie.
Dajanko, ale mi się ciepło na sercu zrobiło. W młodości jeździłam konno. Przypomniały mi się stare dobre czasy spędzone w siodle. Tak zwiedzaliśmy Jurę. Jeździłam w stadninie w Zbrosławicach.
Takie miałam, ale z bólem serca wywaliłam. Kwitły pięknie, ale już w lipcu chorowały. Ponieważ ja nie chemiczna, to moje wysiłki w ratowaniu spełzły na niczym. Bo zapomniałam dodać (gdyby ktoś chciał mnie zrugać tak od razu), ze walczyłam o nie dwa lata, ale my na przedziałce jak mówimy raptem raz na dwa tygodnie, to kiepsko z ogarnięciem. Małż pracuje na nasze marzenia 300 km od domu (buuu), a ja choćbym chciała to 40 km piechty nie dam rady.