Wczoraj już nie czekałam na pogodę idealną, po pracy miałam jedno marzenie, dotrzeć do domu i rzucić się na wertykulację trawnika. Zdjęcia z akcji i kilka widoków towarzyszących. Przy okazji miałam spostrzeżenie, że w tym roku wyczesałam wyraźnie mniej filcu, co mogłoby mieć związek, jak przypuszczam, ze stosowaniem nawozów naturalnych (granulki z mączki rogowej i obornika), co ogranicza nadmierny przyrost masy zielonej? Widzę też, że ten stan spodobał się dżdżownicom, w wielu miejscach na powierzchni ziemi są mini-kopczyki z ziemi, ślady ich działalności, jednocześnie nawóz. Utrzymuję ten kierunek nawożenia także w tym sezonie!
Tu przed wertykulacją, po koszeniu.
Tu po wertykulacji, dramaturgii sprzyja brak słońca w momencie fotografowania

Kupki siana wykorzystałam jako ściółkę na rabacie przed ogrodzeniem. W transporcie wózeczek okazał się nieoceniony.
I jeszcze inny widok po wertykulacji:
Zatem udało się, odetchnęłam z ulgą, a na rozsypane granulki dziś pada deszcz.