Przedwczoraj miała tragikomiczną przygodę. Rano, jak już byłam na ogrodzie, gdzieś jakieś miauki słyszałam, rozglądam się, ale nic nie widzę. Potem koło 12 wyszłam działać, a tu zawodzenie, płacz, rozglądam się ....psy siedzą pod daglezją i patrzą do góry. Patrzę więc i ja, a tam tak wysoko, około 7m lub więcej siedzi kotka sąsiadki i zawodzi, matko, jak rozpaczliwie. Zamknęłam psy i wołam ją aby schodziła, ale wiekowa już i nic z tego. Po 2 godzinach zdecydowałam się zadzwonić na nr alarmowy i zapytałam czy pomogą, bo tak kot wyje. Powiedzieli, że przyjadą. czekam, zajeżdża straż pożarna na sygnale, jak w amerykańskich filmach, idą strażacy i w tym momencie kotka tak się wystraszyła tego sygnału, że zeszła sama. Ja nawet nie zauważyłam, bo zaaferowana nawijałam strażakom, ale oni zobaczyli. Potem było pełno śmiechu, że wprawdzie nie wchodzili na wysięgniku, ale jednak pomogli, sygnał zadziałał.
Ale stres miałam.
to ta akrobatka
zerknijcie tu, tam wysoko w koronie ona