Wczoraj i dzisiaj świeciło słoneczko i słupek na termometrze wystrzelił w okolice 7 stopni.
Dało się trochę pościubić w ogrodzie. Po godzince każdego dnia.
Mogłam sobie śpiewać pod nosem o tym, że "oprócz błękitnego nieba nic mi więcej nie potrzeba".
Podjęłam męską decyzję i ścięłam jedną z tuj Szmaragd rosnącą na krawędzi rabaty w pobliżu róż i piwonii. Skracać jej nie było sensu, a była już na tyle wysoka, że zacieniała mocno róże.
Korzeni jeszcze nie wykopywałam. Kiedy ziemia przeschnie, zobaczę dokąd sięgają. Rewolucji nie planuję. Jeśli operacja wykopywania karpy byłaby zbyt rujnująca dla okolicznych nasadzeń, to ją zostawię.
Kolejna "męska decyzja" dotyczyła pierisów na jednej z półksiężycowych rabat. W zeszłym roku zaczęły marnieć. Listki zaczęły podsychać. Podejrzewam, że gdzieś w okolicy ich korzeni rozpanoszyły się mrówki. Obejrzałam dokładnie gałązki. Część była sucha, część żywa. Skróciłam radykalnie oba pierisy. Może odbiją. jeśli nie, to w ich miejsce wsadzę jakieś letnie byliny.