To jeszcze ja dorzucę swoje trzy grosze o przedszkolu
Moja córcia poszła do przedszkola. Przez pierwsze dwa tygodnie siedział pod drzwiami całe 5h każdego dnia. Nic nie jadła, nie dała się zabrac do zabawy, ciągle płakała. Jak pies pod tymi drzwiami.
Po dwóch tygodniach się poddała i powoli weszła głębiej przedszkolnej sali i cos zjadała. Ale jakoś cudnie nie było. Chodziła tam przez pół roku i ciągle nie widziałam poprawy.
Zrobiłam jej potem przerwę na 2 miesiące wakacyjne, po czym zapisałam ją do innego przedszkola.
I jakież było moje zdziwienia że to dziecko od razu wpadło tak jak śliwa w kompot. Już po dwóch tygodniach po powrocie z przedszkola śpiewała poznane piosenki, opowiadała bajeczki i tańczyła, pokazywała ćwiczenia i zabawy , mówiła wiersze i nazywała części ciała po angielsku.
Chodzi chętenie bardzo, ma koleżanki i widzę że czuje się tam dobrze.
Gosiu.
Cóż za szlachetność ocierająca się wręcz o rycerskość.
Parę prostych słów płynących prosto z serca wzniesionych na wyżyny romantyzmu.
Łza mi się w oku kręci, niczym dziewięcioletniemu chłopczykowi zamykającemu ostatnią kartę baśni Hansa Christiana Andersena ,,Dziewczynka z zapałkami".
Niewiarygodne jak w okamgnieniu smutek dnia codziennego bidoka z Katowic zamienił się w rozkokoszne życie. Czy Ty Gosiu również pieczesz swojemu mężusiowi pyszną kaczuszkę na święta, aby przypomnieć mu cudowne wizje sprzed lat paru?