Kochani, bardzo się cieszę, że mogę Wam ten mój zakątek pokazywać, i że się Wam podoba
Dziś króciutko, wpadłam tylko na chwilkę, bo przez cały weekend integruję się firmowo
Tereska masz rację, zawsze słońe na pierwszym miejscu, a to wschody urzekające, a to cudowne zachody i każdy inny, a księżyc tak jakoś w cieniu... Tereniu świetne foty
A wiesz, że teraz sobie przypominam, że przy rym rozrywaniu taki się niefortunnie złożyło, że jeden pęd z nóżką był bez korzonka.
sadziłam - nawet bez ukorzeniacza - w glebę i przezył.
A jakże
Kupiłam na wiosnę, zaraz po wejściu na Orgodowisko pięć sztuk, a teraz mam tyle, że mi do przedogródka na to kółko wystarczyło i jeszcze zawijasek
ale kupiłam egzemplarze nie na jednej nóżce, tylko takie wielonóżkowe. to je po prostu, jak podrosły, rozerwałam.
Sadzonek pędowych nie ukorzeniałam.
A ja kupiłam ostatnio w selgrosie tulipki takie, jakimi się Ev zachwycała ostatnio - takie botaniczne. w ostatnią wiosnę u Dominiki rosły. To znaczy chyba u Dominiki, bo dziś już niczego pewna nie jestem
Ewus, ja bym im już w tym roku odpuściła.
Póżno juz jest, a wygląda na to, że zima wczesna będzie.
Moga mieć za mało czasu na zaaklimatyzowanie sie i ukorzenienie.
Wpradzie bukszpany mają bardzo wiele takich drobnych korzonków, co sprzyja szybszemu ukorzenianiu się, ale jednak...
Co innego wsadzać z doniczki, a co innego naruszać system korzeniowy.
Tess... yhm... wiosną chciałabym te 3 duże cisy posadzić bliżej siebie i ewentualnie docinać w stożki, o ile się uda. Teraz rosną w dość dużych odstępach - między nimi są posadzone kaliny i tawuły. Chciałam to uporządkować jakoś.. czyli
teraz jest tak:
cis - kalina + tawuła - cis - kalina + tawuła - cis
a chciałabym zgrupować
2 kaliny - 3 cisy - 2 tawuły.
O ile cisy przetrwają, bo jakoś marnie wyglądają ostatnio... nie wiem, czy je jeszcze nawozić przed zimą...?....
He, he...ja trafiłam teoretycznie nawet przed projektem . Ale i tak inspiracji jest tyle, że robiłam na raty i potem żałowałam, że nie zrobiłam inaczej. Na szczęście robiłam takie "ramy ogrodowe" które potem dawało się przeistoczyć w to, co już było bliższe mojemu sercu i moim wyobrażeniom. Latem w pewnej chwili byłam załamana tym, co zrobiłam. Nie czułam tego układu roślin, żałowałam, że się nie "wysłoniłam". Jak zrobiłam to tej jesieni, dałam tło roślinom, odważyłam się przenieść kilka większych, to muszę przyznać, że poczułam się zadowolona z efektu. I choć na razie to początki to też już trochę zaufałam swojej intuicji. I też udało mi się pohamować przed dosadzaniem dalej (po tej pierwszej chwili zadowolenia). Będę mieć zimę na przemyślenia co dalej, żeby potem nie żałować, nie przesadzać....a korci...korci....dzisiaj byłam w Pęchcinie u Szmitów (wracając z delegacji w Ciechanowie)....ale BOLAŁO....(portfel specjalnie zostawiłam w aucie)....