Madżenka ...
zaczęło się od tego, ze zobaczyłam dom ... szklany dom z moich marzeń jakaś blondyna sobie wybudowała ! ... w dodatku z fasonem uzbrojona w tajemnicze urządzenie ... sieje pogrom na zachwaszczonym terenie ... poczułam się zaintrygowana

...
potem zaczęłam czytać i z każdą chwilą ten dom ... nadal piękny znikał za kolejnymi zielonymi wariacjami i energią niesamowitej dziewczyny, która przyciągała niebezpiecznie uzależniając humorem

... charyzmą i fantazją ...
nie pamiętam kiedy ale chyba bardzo szybko wizyta w ,,Madżeniu,, stała się rytuałem i obowiązkowym punktem dnia

... tak z pasji do ogrodu jak z sympatii dla ogrodniczki ... że o frajdzie towarzyskiej nie wspomnę

...
pamiętam za to jak niczym zaczarowana miałam wreszcie ten zaszczyt wypieszczochane rabaty zobaczyć ... i pamiętam jak Madżen lekko referując kfffiatki nagle zastygła w bezruchu i z dezaprobatą zniesmaczona wyrwała chwasta ... tego jedynego, który się ośmielił na areale zaistnieć

))))))))))) ... sałatkę z kalafiora pamiętam i wyjątkowo energicznego (pomimo syropku ) tamtego dnia Tytusa

...
pomimo mojego obłędnie niesfornego zmysłu orientacyjnego ... i wielkiego upodobania ogrodniczki do przenoszenia zielonych z flanki na flankę w tym ogrodzie mam absolutną orientację w terenie i go uwielbiam

... co nie jest tajemnicą jako, ze od czasu do czasu uda mi się zainspirować i skopiować (mam nadzieję na tyle entelegentnie

, ze po oczach zgapanie architektury terenu

nie boli ) ...
Madżenka wspaniałe kilka lat ...

... a w nich niezliczona ilość uśmiechów czy wybuchów śmiechu przed monitorem ... i trochę mniej takich twarzą w twarz

ale były i będą następne
bo się kofffa Madżenie i Madżenkę
buźka