Witaj!
A ja też mam mieszane odczucia co do szmat. Najpierw je miałam (te flizelinowe) posypane korą, ale po roku czy dwóch je zdjęłam, bo mnie wkurzały i przeszłam na intensywne pielenie. Potem trafiłam na Ogrodowisko i wyczytałam że te szmaty to syf straszny, więc pomyślałam " wow, ale mam intuicję, jak dobrze, że mnie coś podkusiło żeby to dziadostwo wywalić". No i od tej pory ambitnie, na rabaty, również pod kamyki nie dałam nic. Niestety, po 2 latach kamyczki wymieszały się z ziemią, przerosły chwastami i jakimiś porostami, zwłaszcza w zacienionych miejscach. Tych porostów nie dało się wypielić, bo tworzyły tak jakby kożuch. Próbowałam to czyścić, ale efekt był mizerny. Na jesieni zebrałam z rabaty cały ten żwir, tzn. tyle ile się dało, bo połowa kamyków " wsiąkła" w ziemię. Następnie mój piękny srebrzysto-szary kamyk o cudnej nazwie 'śnieżny pył'wsypałam w taczkę i użyłam jako utwardzenie drogi dojazdowej

.
Wyczyściłam rabatę z chwastów i podłożyłam tkaninę, ale taką cieniutką (chciałam dać starą firankę, jak radzą dziewczyny, ale nie miałam, a ta włóknina została mi po robotach brukarskich). Wycięłam duże otwory wokół roślin i dodatkowo nadziurkowałam szmatę nożem. Tym razem wysypałam już dużo tańszy granitowy tłuczeń o większej frakcji. Na jesieni mam zamiar zajrzeć i sprawdzić co się będzie działo pod spodem. Nawet jeśli będę musiała zdjąć znowu tą szmatę i bawić się od nowa, to mam nadzieję że pod nią chwasty zgniją, bo już naprawdę nie dawałam im rady. Nie wiem już sama, może źle zrobiłam, ale najwyżej będę mądrzejsza na przyszłość. Zresztą podobno "Robota głupiego lubi"