Dzisiejszy dzień był bardzo pracowity. Rano pojechałam na działkę, już po 7... pierwszy raz tak wcześnie w tym roku

Pierwsze posprzątałam nasz domek ogrodnika... w sumie nie miałam tego w planach, ale nie mogłam znaleźć sekatora (a mam ich chyba z dziesięć ), więc się zdenerwowałam i zaczęłam porządki. Cieszę się, że mam posegregowane, bo chcemy robić na dniach w
nim podłogę, to tylko wyniosę na chwilę skrzynie, a potem już będzie łatwo na nowe półki poukładać.
Potem wzięłam się za plewienie, aż nie mogłam uwierzyć, ale wyplewiłam całe trzy taczki chwastów. Przeczyściłam cały ogród i połowę jeszcze wzruszyłam ziemię pazurkami. Posadziłam dostane kosaćce syberyjskie, M kupił zamiast chleba

Na koniec pozamiatałam wszystkie chodniki i... musiałam skończyć, bo dzisiaj miałam ostatnie zebranie u Dużego, więc trzeba było się doprowadzić do ludzkiego stanu

Mały ma egzaminy w przyszłym tygodniu, a dzisiaj im ogłosili od poniedziałku strajk...normalnie nie wiem, co z tego będzie...
No i zapomniałabym na śmierć wyciągnęłam wreszcie moje ceramiczne kule na postumentach. Nie miałam ich czym wyszorować, ale lubię taką patynę
Rozstawiłam też latarenki i przypomniałam sobie że mam taki komplet metalowych do remontu. Musze je wyjąć i gdzieś postawić. Kiedyś mi je wiatr przewrócił i potłukł szybki...
o takie tu w moim starym ogrodzie