Wg mnie brakuje jej potasu lub fosforu, lub nie może ich pobrać z podłoża.
Z tego co pamiętam, dzieje się tak wskutek niekorzystnych warunków atmosferycznych...
Byłabym bardzo wdzięczna za pomoc w identyfikacji tej odmiany szałwi. Zdjęcia z podobną na necie są podpisane jako szałwia błękitna ale bez większych szczegółów typu rozmiar czy zimowanie. Bo zakładam, że słońce lubi jak inne. Na pojemniku po prostu szałwia. Listki ma sztywne zielone szorstkie z ciemną obwódką.
Z innych niż tu prezentowane posiadam szałwię Plumosa - wysoka na początku sztywna później się kładzie i kwiaty dostaje na niższych częściach łodygi. Kolor purpurowy. Kwiaty pełne, bardzo długo kwitnie już w sumie drugi miesiąc od pierwszych kwiatków w końcu maja. Piękna ale problematyczna. Tu w czerwcu jeszcze stojąca.
Tu na drugim planie.
Tu już leżąca teraz w lipcu. Nie wiem co z nią zrobić. Kładzie się bo ma tak duże i ciężkie kwiaty. Próba podwiązania spełzła na niczym.
Iwono - To szałwia otwarta, bulwiasta. Kiedyś b. dawno kupiłam wielką donicę pięknie kwitnącą w jasnoniebieskim kolorze z opisem szałwia i nic więcej.
Zostawiłam w ogrodzie i niestety zmarnowała się.
Później siałam z nasion, jesienią wykopałam bulwy przechowałam i w następnym roku zakwitła ponownie.
Ta z siewu miała ciemniejsze kwiaty. Bardzo możliwe występuje w odmianie.
Haniu właśnie też Olga u mnie na wątku pisała, że to w naszym klimacie prawdopodobnie jednoroczna Blue Angel - jutro posadzę a na zimę wykopię bo szkoda mi, piękna jest i ten kolor niebieski cudny. Przechowywać ją jak dalię w suchym piasku? Czy luzem w gazecie?
Witam wszystkich! Zapałałam miłością do białej szałwii "Sensation White". Musiałam ją zdobyć! Niestety w mojej okolicy nie udało mi się jej znaleźć stacjonarnie i zamówiłam wysyłkowo 20 sztuk. Przyszły wczoraj, ale w opłakanym stanie. Sadzonki są dobrze ukorzenione, natomiast zielona część rośliny jest zmaltretowana, częściowo połamana. Mimo to posadziłam ją od razu i podlałam. Wygląda tak, że żal serce ściska! Proszę o podpowiedź - powinnam ją przyciąć (jeśli tak, to ile?), czy zostawić tem obraz rozpaczy i czekać na cud...?