O piątej przeszła u nas burza z gradem, o siódmej kolejna.
Grad wielkości pięciozłotówki walił w szyby i dach aż zatkałam uszy, nie mogłam znieść tego dźwięku myśląc jednocześnie o ogrodzie i polach.
Ale okazało się, że ogród nie ucierpiał aż tak bardzo, zmyło nam kolejny raz posianą trawę, położyło hortensje, podziurawiło liście katalpy, różom połamało niektóre nowe przyrosty.
Gorzej na polach, trudno ocenić ilość leżących na ziemi nasion wytrzepanych z kwiatostanów. Grad przechodził pasmami, bo np. część liści dyni podziurkowana tu i ówdzie, część wygląda jak sitko.
Vanilki leżały totalnie, nie miałam ochoty robić fotek. Otrzepałam z wody i jakoś podwiązałam. Limki wyschły i same się prawie podniosły.
Zdjęcia zrobiłam później, bo jeszcze jedna taka burza i nie będzie czemu robić fotek.