Jeżeli ktoś się dziwi, że posadziłam paprocie na korzeniu, to informuję uprzejmie: był korzeń, nie ma korzenia

.
Najpierw wyciągnęłam ten niezbyt gruby kawałek:
ale im bliżej pnia, tym korzeń robił się grubszy, sekator nie dawał rady, wzięłam siekierę i zaczęłam rąbać.
Tak mniej więcej po godzinie rąbanki, mój tato, który pracował na swoim ogródku, zainteresował się, co to za dziwne i długotrwałe hałasy od nas słychać. Przyszedł, popatrzył, przyniósł swoją piłę do cięcia drewna i załatwił sprawę w pięć minut. Na trawniku widać, co ubyło z rabaty
W to miejsce wszedł obornik, kompost, ziemia liściasta, drobna kora (mączka bazaltowa akurat się skończyła)
i w taką ziemię sadziłam rośliny:
Niech lepiej zdrowo rosną, bo po raz pierwszy w życiu mam zakwasy w dłoniach po tej siekierze