W międzyczasie...
Późna jesień 2016
Dobrze byłoby osłaniać się już powoli od sąsiada. Sąsiad blisko - dom odstawiony na 4 metry, czyli co... tujki... żywopłot z „jakiś wyższych tujek”.
Cyprysik Lawsona 'Columnaris' przełamany w kilku miejscach Żywotnikiem zachodnim ’Yellow Ribon’

Na szczęście (nasze, nie roślin) były one kopane z gruntu, tak po spartańsku, z minimalną bryłą korzeniową, że na naszym wichrowym wzgórzu, co parę dni kilka drzewek leżało na glebie. Nic nie dawało udeptywanie ziemi i palikowanie, bo co przyszedł deszcz, świeża ziemia w dołkach namokła i wiatr bez większych problemów obruszał niezakorzenione drzewka.
Reasumując, wiosną 2017 mieliśmy spory stos suchych „tujek”.
Aby choć trochę przyćmić naszą pierwszą ogrodową porażkę i poprawić strukturę/przepuszczalność naszej ciężkiej ziemi, rozwozimy piasek. Ręcznie byłoby ciężko to dobrze przemieszać, no i te wiecznie wychodzące na wierzch kamienie...
Glebogryzarka separacyjna w kilka godzin przemieszała ziemię z piaskiem, a kamienie schowała pod spodem.
Dla jasności - nie nawoziliśmy żadnej ziemi ogrodowej, czarnoziemu czy jak to tam zwą.
Przed budową mieliśmy zebrany nasz humus, który po postawieniu ścian rozwieźliśmy, a przed zakładaniem ogrodu (nie licząc nieszczęsnych cyprysików

, zmieszaliśmy z piaskiem.
Choć taką mieliśmy świadomość, że glina z wykopów nie może znaleźć się na wierzchu...
Ale kajam się, bo do tej pory (wiosna 2017), gleba nie uświadczyła grama kompostu, obornika, mączki bazaltowej itp... itd...
Dla ziemi, zmarnowaliśmy ten czas