Celowo nie nawoziłam obcej ziemi, bo bez możliwości jej głębokiego przeorania (zmieszania) z gruntem rodzimym zafundowałabym sobie kłopot w momencie silnych opadów. Całość opadu zatrzymywałaby się w tej nawiezionej warstwie.
Działka jest na dawnym polu ornym. Ziemia jest bardzo żyzna. Jej zaletą jest duża zawartość substancji organicznych (nie muszę zaprawiać dołków). Rośliny pięknie rosną. W newralgicznych , pobudowlanych miejscach, przekopywałam widłami na "dwa szpadle", rozluźniałam glebę pociętą słomą, gałązkami, piaskiem, wysiewałam nawozy zielone. Rabaty są ściółkowane zrębkami, skoszoną trawą. Takie zabiegi były wystarczające w czasie normalnej pogody. Nie wystarczą, jeśli przez pół roku są dwa opady deszczu, a dodatkowo w zimie nie było porządnych opadów śniegu. Glina długo trzymam wilgoć w korzeniach roślin (plus), ale niestety w wierzchniej warstwie będzie zasychać (minus, bo nie da się podlewać).