Kolejny bezdeszczowy dzień. Termometr pokazywał 30 stopni. Zapowiadają burze. Oby bez gradu.
Dzisiaj udało się zebrać tyle truskawek, że starczyło na deser. Rzodkiewka już zjedzona. Kończy się szpinak. Zdążę jeszcze w zwalniane miejsca wysiać kolejny rzut fasolki.
Klon Ginnala prezentuje zaczerwienione noski. Zakwitła na studziennej róża Souvenir du dr Jamain. Ma najbardziej aksamitne płatki ze wszystkich moich róż. Rajskie jabłuszka bardzo do niej pasują.
Wciąż zapominam, że mam w ogrodzie białe irysy syberyjskie. Rosną w grupie z liliowcami i wcześniej trudno je odróżnić.
zagadką dla mnie jest pojawienie się na jednym piwoniowym krzaczku kwiatów o tak odmiennym kolorze. Skąd ? Jak?
Kiedy ogląda się z bliska kwiaty piwonii, nie sposób nie zadumać się nad maestrią natury w tworzeniu jej dzieł.
Lilie owszem będą niebawem, ale chyba muszę jakoś podwiązać bo się pokładają.
Luiski rano dają niezły zapach...wieczorem jakby mniej.
Jeszcze nie wszystkie zakwitły, a pierwsze już przekwitają. Na tarasie mam takie towarzystwo
Jolu u mnie w tamtym roku miały gniazdo w ziemi przy stawie. W tym latają w stronę wielkiego kasztana rosnącego przy domu na miedzy.
Wygląda na to, że metasekwoją przemarzły czubki w zależności ile wystawały nad wał- reszta zdrowa... na razie. Obserwuję.
Co do pułapek na ja muszę jakąś obcykać na turkucia bo niestety mam przy stawia.
Ja niestety Gosiu z takich gości też się nie cieszę.
Z szerszeni Anitko ja też się nie cieszę, natomiast z boćka bardzo. Tym bardziej że mało płochliwy. Boi się tylko jak z jakąś maszyną latam.
Z metasekwoją mam pewne podejrzenia, Mariusz trochę podpowiedział. Będę obserwować, zobaczymy.
Musiałam sobie tą ogrodnice wygooglować bo nigdy jej nie widziałam.
Chociaż nie wykluczone że to właśnie ona wygryza mi dziury w liściach.
Nie dziwię się że roślinki troszeczkę się pogubiły w tym roku praktycznie nie było wiosny.
Niektóre piwonie też mam jeszcze w pąkach, inne już kończą kwitnienie.