Wokół altany też nie jest bardzo źle, ale bieganie z konewkami to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej. Dobrze, że możemy czerpać wodę z własnej studni:
Hostowisko jeszcze dość chude (nie martwcie się, ta długa kiszka zyska jeszcze dobre pół metra, może nawet więcej, w myśl zasady: "Jaka rabata jest lepsza? Większa!" ):
Za to żurawki kwitną w najlepsze:
Grande finale! Tylko cosik tu pusto, nie sądzicie?
A od strony zachodniej królują łubiny, orliki i czosnki. Jeden nawet z antenką:
- "Czosneczku, kim chcesz zostać, jak dorośniesz?"
- "Jak to kim? Głębinową rybą z latarką, żabnicą!"
I pierwszy hotelik dla murarek oraz innych żyjątek (ten wykonał dla nas mój uzdolniony szwagier, następny będzie już naszej, własnoręcznej produkcji) :
Drzwi stodoły zyskują nowe okucia z odzysku i są już odmalowane (bałam się tych akrobacji na drabinie okropnie):
19.05.2019
Dokupiliśmy roślinki do wiszących cebrzyków, które wykonał mój szwagier oraz do widocznej w tle taczki i dużych drewnianych donic, także jego produkcji ( Darecka vs plastiki 1:0).
Oprócz niej pani w szkółce zaproponowała nam tawułki i tujki, na co aż nazbyt chętnie przystałam - litości, gdzie tu sens, gdzie logika? Na swoją obronę powiem tylko tyle, że nie otrzymaliśmy jeszcze wtedy decyzji środowiskowej od najwyższego organu w naszym domostwie, zezwalającej na przeniesienie jaśminowców i juki, więc rabata pozbawiona jest wszelkich proporcji. Ale jak to mówią: "Jak się nie przewrócis, to się nie naucys, hej!"
Tymczasem rabatka hostowa otrzymała obwódkę z łupka (wiem, wiem, kochacie te moje pierniczkowe wywijasy ):
"Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem!" Mięta nie miała szans stając w szranki z takim zawodnikiem W tej królewskiej tektyce nie odjechała jednak zbyt dalego, bo odnalazła miejsce swego doczesnego przeznaczenia w skrzyni w warzywniku (któż nie lubi lemoniady ze świeżą miętą?)
W końcu połączymy te fragmentaryczne rabaty w jedną, a tymczasem kolejna wycieczka do szkółki zaowocowała m.in. pierwszą metasekwoją (uwielbiam ją za ten kolorek!):
Z wycieczki do Arboretum w Wojsławicach w długi majowy weekend przywiozłam takie oto skarby- 2 krzaczki serduszki okazałej. Nic to, że przez 2 godziny drogi powrotnej do domu trzymałam je dzielnie między kolanami, w najbardziej niewygodnej pozycji, jaką możecie sobie wyobrazić, jej piękno i odurzający zapach wynagrodziły mi wszelkie niedogodności
Totalna rozpierducha po niedawnym wyrównywaniu terenu, poczciwy stary traktorek się spisał (wcześniej krety i piesa dały pokaz swoich umiejętności glebotwórczych, można było sobie skręcić kopytko na tych wertepach), czeka nas sianie trawki
Mamy hosty, przeżyły, juhuu!
Świecznice i hortensje pnące też się na mnie nie obraziły za te przeprowadzki, widzę, że jedna zbiera się nawet do kwitnienia.