Dziś ogród ode mnie odpoczywał. Ale ja nie odpoczywałam. Przyśnił mi się las i grzybobranie.
Wobec czego poranna zmiana planów.
Kijaszek w łapkę, na głowę czapkę,
W plecak włożyłam kilka bananów.
Bardzo ż już miałam na grzyby chrapkę.
A w lesie horror, ręka mi drżała,
nie uwieczniłam tego ja dla Was.
Drzew moich nie ma, piła zabrała,
tylko gałęzi kupa została.
I jak tu chodzić po takim lesie?
Spod nóg gałęzi mi nikt nie podniesie,
Kijek mi służył dziś za podparcie,
i drogę czyścił gdy szłam uparcie.
Upór mój został wynagrodzony!
Zbior w koszu ponoć wart był miliony.