Witam !
W moim ogrodzie jest rów melioracyjny, którym czasem płynie więcej, czasem mniej wody.
Początkowo był to po prostu rów zarośnięty chwastami. Odkąd zdecydowałam się zagospodarować jego brzegi, nazywam go strumykiem - o wiele ładniej to brzmi !
Co prawda widziałam,że Betka świetnie sobie poradziła ze swoim rowem, ale może i moje doświadczenia komuś się przydadzą.
Tak to wyglądało...Ta część rowu była dość płaska.
W 2006 r. zaczęły się prace - brzegi oczyszczono i wyrównano. Na tym etapie skorzystałam z pomocy fachowców, bałam się,że sama nie poradzę sobie z "pracami inżynieryjnymi" - tarasy i umocnienie brzegów (dom jest 3 metry od wody) oraz wykonanie fontanienki.
Wykorzystałam podkłady kolejowe, ułożone nieregularnie, aby linia brzegowa była nieco złamana.
Wzmacniały też niewielkie tarasy na różnych poziomach. Wykończenie stanowiły głazy i kamienie.
Zauważacie na pewno czarną włókninę - odradzam jej stosowanie ! Przerasta korzeniami i utrudnia prace pielęgnacyjne oraz wszelkie zmiany. Usunięcie jej po kilku latach to koszmar!
Bardzo żałuję,że ją położyłam. Teraz w większości już ją wydarłam.
Na tym zdjęciu widać żwir. Wydawało się to być fajnym i naturalnym uzupełnieniem. Niestety, nie sprawdziło się zupełnie!
Ładnie wyglądało to przez pierwsze lato. A potem , jak kopciuszek, wybierałam niezliczone igły z rosnących nad wodą sosen, i listeczki i inne drobiażdżki. W kucki na stromym miejscami zboczu, możecie się domyślić, co mruczałam pod nosem...
Pojawiły się pierwsze roślinki. Male i oczywiście obsadziłam tylko część brzegów, bo , jak to zwykle bywa, skończyła się kasa.
Od tamtej pory dosadziłam mnóstwo innych roślin, ale wiele z tamtych zostało i są teraz bardzo dorodne.