Hortensje posadzone. Między nimi rozmnażam właśnie molinię i seslerię, z przodu posadziłam pysznogłówkę, a z tyłu posadziłam kamasje. Weszła tam też kalina Onondaga (widać kawałek w rogu), a z całkiem z tyłu kaliny amerykańskie 3 sztuki. Będą robić za tło.
Molinie się zaczynają przebarwiać.
Molinia Black Arrows, prawie jej nie widać na zdjęciu.
Bardzo lubię taką wzajemną pomoc sąsiedzką. Miło się czyta o tym, że ludzie wspierają się w potrzebie.
W zależności od miejscówki na zielonym dywanie leżą różne listki.
Stan permanentnego podziwiania ogrodu to jakaś abstrakcja. Absolutnie nie da się go osiągnąć.
Wczoraj likwidowałam poletko po pomidorach i ogórkach, czyściłam paliki, kancikowałam, wyrywałam chwasty, nawoziłam kompost i rozrzuciłam koński obornik, przekopałam, żeby zostawić na zimę w ostrej skibie. Mróz powinien rozkruszyć nieco glinę. Nawiozłam dolomitem. Zeszło mi 4 godziny.
A w kolejce czeka zbiór dyń i korzeniowych. I przygotowanie zagonków na zimowy spoczynek. Końca prac nie widać. Dobrze, że byłam na obozie kondycyjnym. Dzisiaj rano nawet mnie nie łupało w krzyżu.
Otoczenie frontu robót pozytywnie wpływało na mój zapał do pracy.
Wieczorem miałam nawet siły, żeby zrobić sobie test osobowości