Padam... Bola mnie paznkokcie i wlosy, mam fantastyczny ogrodowiskowy french, ale bardzo duzo udalo mi sie zrobic, bo dzien byl cudowny. Dopiero okolo 4.30 zaczelo popadywac, potem sypnal grad.
Kory nie dowiezli, nie szkodzi, cos zostanie na pozniej.
Sianokosy poczynione, rabaty uprzatniete, przed brama zagrabione jak Pan Bog przykazal, co bylo do przyciecia przycielam, kopce po kretach usunelam. Umylam lampiony, donice przed domem pociachalam roze pienne.
Zostala mi robota Kopciuszka, czyli wydlubywanie smieci z kamyczkow, oczyszczenie kilku zurawek, cala zabawa z trawnikiem - wertykulacja, areacja, piaskowanie, nawozenie, sciecie clemastisow i kanciki. A jak sie juz z tym uporam to ide na przod i bede robic metamorfoze, ale to jeszcze chwilunia
I wiecie co, bylo u mnie baaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo duzo pszczol

Scinalam trawy, a one mi tak pieknie bzyczaly. I byl tez trzmiel i motyl.
Ale po kolei, pismo obrazkowe pt. Pierwsza wiosenna sobota u Bocka
Resztki sniegu o poranku
Krokusiki w brylantach
Filc, czyli klosowka, zalamka jak toto wyglada po zimie