Jest jeszcze jedna optymistyczna wiadomość. Schnie, przed wypaleniem klosz, który zamówiłam kilka tygodni temu. Tylko jeden, bo do końca nie było wiadomo, czy da się taki wytoczć na kole. Nie bardzo się dało, trzeba było ostatnie fragmenty doklejać wałkami, ręcznie. Jak wrócę, pod koniec marca klosz będzie do odebrania.
Kupiłam też, oprócz nasion kilka książek. Mam z tego powodu, od najbliższych, tęgie pranie mózgu. Po co? Drogie! Mam ich zdecydowanie za dużo! Leżą i rzadko się przydają!
Tak, tak, to są nawet argumenty, ale ja jestem wzrokowcem (poniekąd sprzeczne z kobiecością) i muszę, po prostu muszę zimą oglądać zdjęcia. Przez lata nauczyłam się już wybierać pozycje. Te, które są tylko do oglądania odpuszczam. Te, które oferują mi poznanie kolejnych tajników wiedzy, zawsze wylądują u mnie na półce! Tak było z tą książką:
Znalazłam w niej opisy warzyw, o których od dawna szukałam informacji, na przykład o koprze morskim, głąbigroszku, kolokazji. No i nasiona groszku w fioletowych łupinach udało mi się dopaść.
Jak bieli się modraka morskiego, same fascynujące informacje. I pachną farbą drukarską!