Wszystko, co dobre szybko się kończy. Dzisiaj powróciłam na domowe łono. Nie ukrywam, że trudno jest się przestawić z łażenia w stroju kąpielowym do okrywania się czapką i ocieplaną kurtką. Najważniejsze, że akumulatory naładowane i dzięki temu da się przetrwać ponury listopad.
Podczas mojej nieobecności nad okolicą przemieszczały się wichury. Ich ofiarą padł wiąz JH. Stracił 1/3 swoich gabarytów. Jest wyjątkowo kruchy i trzeba mieć tę kruchość na względzie. Na całe szczęście jest dosyć żywotny i powinien uzupełnić braki.
Jutro zasmaruję ranę Funabenem- środkiem p/grzybiczym.
Pan kret wykorzystał sprzyjające warunki i kopał namiętnie. Wyciągnę chyba szlauch i strumieniem wody wprowadzę tę ziemię w tunele. czasem się to udaje.
Część drzew gwałtownie ołysiała. Na jabłonce Oli ostały się tylko jabłuszka.