Opiszę moje doświadczenie z ubiegłej jesieni. Dość karkołomne.
Pod uprawę Aureoli (2019) przygotowałam podłoże "puch" wg tego, co napisał bodajże Sebek. Ziemia z worka, kora, piasek plus ziemia rodzima. Czytałam tu, że zielona macra jest nie do zdobycia. Nagle przypomniałam sobie, że mam jakiś marny krzaczek takowej rosnący gdzieś w kącie. Wykopałam i podzieliłam na 5
. Potem doniczki ustawiłam na parapecie w pralni. Całą zimę podlewałam, wczesną wiosną wystawiłam na dwór. Zaczął padać deszcz, potem śnieg. Liście były w opłakanym stanie. Po posadzeniu do gruntu sadzonki wypuściły nowe liście. Nie mam zdjęć, nie mogę nawet powiedzieć, czy nadrobiłam sezon wegetacyjny. Jedną kupioną wiosną, innej odmiany mam z p9, posadzoną w tym podłożu, co Aureola i rośnie. Wtedy też dostałam stacjonarnie wypasione egzemplarze Greenhills. Nie mają wyjścia i rosną. Nie nawoziłam.