Sobotnim rankiem, wręcz skoro świt, wyruszyliśmy do Komorowa szybko jak nikt

W strugach deszczu spotkaliśmy Anię - po czym w trójkę ruszyliśmy dalej.
Chyba to winko u Danki sprawiło, że takie rymy mi tu powychodziły
Mimo ulewy jako pierwsi zameldowaliśmy się na miejscu, po drodze mówiłam nawet mojemu M żeby zwolnił bo będziemy za szybko

Nawigacja zadziałała bez zarzutu i byliśmy wśród nielicznych, którzy za pierwszym razem trafili!
Bycie pierwszym też ma swoje zalety - Danusia była przez pół godziny wyłącznie nasza!!!
Pokazała nam swoje centrum dowodzenia, wypiliśmy kawę przegryzając ciasteczkami upieczonymi własnoręcznie przez Witka (biedak krzątał się w kuchni do 1 w nocy)
Zobaczcie jaka byłam zadowolona, że konkurencji na ławce nie było.
Można było spokojnie okupować najsłynniejszą ławkę w Polsce hihihi
Potem nastąpiło nieustające zwiedzanie ogrodu, chodziłam w koło jak zaczarowana, za każdym razem znajdując coś innego.... dziwne prawda?