w gruncie ogrodówki bez problemu dają radę. Najlepiej dają radę, dodam. Jak jest ustabilizowane -5 i niżej to stawiam chochoły, absolutnie bez żadnych włóknin, bo mam złe doświadczenia z ich nawilgoceniem i pleśnieniem rośliny
czyli
- teraz wbijam, bo jest miękka ziemia mocny, dłuższy drąg (to będzie rusztowanie dla słomianej maty),
- jak będzie ustabilizowane 0 stopni to obsypuję nasadę krzaka przekompostowaną (najlepiej, ale nie koniecznie) grubą lub średniej frakcji korę z suchym igliwiem (myszy nie lubią, a igliwie dodatkowo zakwasi, jesli zdąży do wiosny)
- po czym owijam słomiana matą (służą mi ponad 5 lat - warto kupić, pomimo ceny), ale podkreślam - musi być ustabilizowane -5, -7
- dół obsypuję korą dla lepszej izolacji
na wszelki wypadek do srodka chochoła, pod krzak kładę trutkę na gryzonie. Raz zdarzyło się, że myszy w ciepełku zrobiły sobie noclegownię.
W pomieszczeniu hortki już w lutym potrafią puszczać liście, bardzo rachityczne, a po wystawieniu na zewnątrz, te młode gałązki z liśćmi zostają poparzone przez słońce. Lepiej w gruncie zimować, to dla nich naturalne.
Dodam, że chochoły przyozdabiam, a to wstążkami, bombkami, wydmuszkami (na Wielkanoc). Chochoł nie musi straszyć swoją słomowatością

U mnie to już zimowa tradycja i nieodłączny element zimowego ogrodu.