Niemoc trzyma mnie w dalszym ciągu, zresztą nawet bez wyrzutów sumienia, pogoda mnie w tym utwierdza



W sobotę posadziłam tylko dwie Red Leonardo da Vinci. Tym sposobem wyleciały ode mnie My Girl i Acapella...te wymieniane były łyse praktycznie, tylko z kwiatami. Mam nadzieję, że teraz Alchymist nie będzie tak mocny aby je zarazić...Candlelight pod nim bez ospy nadal

Coraz więcej róż mam z mączniakiem. Po raz pierwszy tak mi się zaraziły. Zawsze tylko Chopiny były szarawe, teraz jeszcze parę innych. Austiny zaczynają mieć plamistość. Ale nie pryskałam ich profilaktycznie w tym roku, moja wina.
Berberysy i buksy po opryskach wypuściły młode listki, nie dałam zamordować
A poza tym był basen, słoneczko, basen, słoneczko...


W ten weekend też ogrodowej roboty nie będzie (jakoś mi to nie przeszkadza

), imprezę urodzinową mamy
Mam już wycenę za przesunięcie ogrodzenia, napisałam pismo do wodociągów o usunięcie zasuwy wody sąsiada, która sobie jest na mojej działce...może w październiku zacznie się u mnie lekki syf budowlany na ogrodzie. Bo coraz bardziej skłaniam się jednak do zaczęcia tej rewolucji jesienią. Wiosną, po odpoczynku zimowym, pójdzie nam ta przebudowa z większą energią
Relację zdałam

Miłego dnia