Przedwczoraj lato, wczoraj rano lato...a im dalej końca dnia wczesna wiosna. Na dodatek wiało. Zlazłam wczoraj z pola o 17,30 zmarznięta jak pies. A i tak nie skończyłam plewienia skarpy. Został kawałek, na jakieś 2 - 3 godziny roboty. I mam nadzieję, że dzisiaj wreszcie skończę, choć pogoda niewyraźna. To moje trzecie podejście do skarpy i już na prawdę chciałabym mieć ją z głowy na jakiś czas.
Zresztą ciągle o niej marudzę, to wiadomo jak mnie męczy...
Drzewiasta prawie rozwinęła pierwszy kwiat
Soir de Paris już pachnie

Malutka Orlice prawie w pełni