Oj Hanuś....
Do 27 jakoś miałam poukładane, wypracowałam schemat, ale wszystko się zawaliło. Zmienili mamie leki, ciśnienie zaczęła mieć książkowe, a samopoczucie gorsze. W nocy 26 na 27 wybrała się do ubikacji i upadła, tego widoku nie zapomnę...lecąc na ratunek, zahaczyłam kapciem, dziś wiem, że mam złamany nos, goi się.
Wezwaliśmy pogotowie, zabrali na kardiologię, okazało się że zawał i udar, lewa strona sparaliżowana, tydzień na intensywnej terapii, widziałam ją tylko 1 dzień, dokarmiałam i było ok. Potem bezwzględny zakaz odwiedzin, i bez kontaktu, tylko z lekarzami, aby coś dopytać.
poszłam odreagować w ogrodzie, przy cięciu hakonek nadziałam się okiem na hortensję, oko czerwona miazga, wyglądam, jak ten z rodziny Adamsów.
A teraz lekarze zdecydowali, że mama idzie do domu, sparaliżowana, no bo serce ustabilizowane.
Na szybko załatwiamy łóżko medyczne-elektryczne, krzesełko toaletowe, wózek, część trzeba kupić, inne wynajem i miesięczne opłaty. Mam nadzieję, ze lekarz rodzinny pomoże w dalszym rehabilitowaniu, bo szpital odmówił.
W poniedziałek jadę na oddział i karetką wracamy, musiałam prosić o transport nie chodzącej osoby, jest sztywna, boję się strasznie, jak sobie poradzę, boję się o nią. Tak to teraz u mnie jest, a przecież mam tyle innych spraw na głowie, jak wszyscy. Obym ja już lepiej się miała, to może odważniej podejdę do wszystkiego. To tak tyle w skrócie.
O, ja cię, no nie miała baba kłopotu, to sobie udar zafundowała! Współczuję, bo stresu masz pełne portki. Jak tu Tobie pomóc, w dodatku na odległość. Sama o siebie dbaj, bądź w końcu egoistką, bo inaczej, zamartwisz się na Amen. Kocham Ciebie, Iruniu. Czujesz moje przytulaski?