Róże nareszcie poczuły się u mnie dobrze. Przez kilka lat stękały.
Z margerytkami prawie nic nie robię- to jest dzika odmiana. One były na łące, z której stworzyłam ogród, od zawsze. Same się rozsiewają. Jedynie młode, które potem wyrosną w miejscach bardzo nietypowych usuwam na kompost. Reszcie daruję życie i potem jest efekt jak na zdjęciach. Gdy przekwitną, ścinam pędy kwiatostanowe, zostają same kępy liści.
Do odmian margerytek hodowlanych też nie mam szczęscia, więc już nie eksperymentuję z nimi. Te moje dzikie-udomowione mi wystarczają.
Lubię je bardzo, bo przypominają mi moje dzieciństwo- polne bukiety z margerytek, maków, chabrów , kąkoli i wyki
Oj! Ale się rozmarzyłam...
A na domek włażą mi: bluszcz zwykły, winobluszcz trójklapowy i winobluszcz pięciolistny.