KATARZYNAZ
12:36, 28 cze 2011
Dołączył: 28 cze 2011
Posty: 51
Witam wszystkich.
Od jakiegos czasu wchodzę na stronę Ogrodowiska jak tylko mam chwilkę. Podziwiam Wasze dorone i zadbane ogrody i zazdroszczę.
Niestety mój ogród to jeszcze niemowle.
Całe życie mieszkałam w bloku na Warszawskiej Ochocie. Na 6 piętrze niestety nie mozna mieć ogrodu. A i mnie to niewiele obchodziło. Kwiaty doniczkowe widziałam jak tylko mama zabierała uschnięte z mojego parapetu.
Choć zawsze marzyłam o własnym domu (domu, nie mieszkaniu).
Kiedy wyprowadziłam się od rodziców ( też na Ochotę) zamieszkaliśmy z mężem w 3 pokojach na parterze. Było tak duuuużo miejsca (przez krótki czas).
Nie planowałam tego, ale mieszkania na parterze w naszym pieknym nowym osiedlu miały ogródki. Na pietrze były balkony a na dole tarasy z ogródkiem.
jak więc już urządziłam mieszkanie, to trzeba było zrobić coś z tym za oknem.
Ogrodnik osiedlowy zajmował się terenem wspólnym, a te 20m2 ziemi było ogrodzone wraz z moim tarasem i tylko do mojej dyspozycji.
Ponieważ moja wiedza była mizerna (to mało powiedziane), zaczełam szukać.
Znalazłam w kiosku "Mój piękny ogród".
No i się zaczeło.......
Na początku sadziłam co mi pod rękę popadło. Bez żadnego składu i ładu.
Zachwycałam się każdą roślinką osobno nie patrząc jak wygląda całość.
Jak się pewnie domyślacie powstał ogromny bałagan.
Połowa roślin nie przeżyła pierwszej zimy.
Wiosną sadziłam uparcie od nowa.
Na stałe zagościł w naszym saloniku wąż do podlewania.
System był taki ze zewnętrznie nie miałam kranu i wodę ciągnełam podłączając wąż do kranu łazienkowego i ciągnąc go przez całe mieszkanie.
Łazienka była na 2 końcu (oczywiście).
Trochę mi zajeło czasu zanim zauważyłam że ogród to nie tylko pojedyńcze rośliny (choćby najpiękniejsze) ale też całość.
Było też kilka udanych zakupów.
W sprzedazy wysyłkowej kupiłam piękną białą różę szczepioną na pniu.(tak, ja też kocham białe kwiaty)
Nie miałam pojęcia o jej cięciu ani pielęgnacji.
Pod nią posadziłam lawendę (przeczytałam w MPO że odgania mszyce - niespecjalnie), a za nią hosty.
Z 2 stron był mur domu, i słońce dochodziło do tego miejsca dopiero po 13.
Po jej kwitnieniu kupiłam sekator i z sercem na ramieniu zabrałam się za cięcie.
Przeczytałam (oczywiście w MPO) ze takie róże należy skracać o 2/3.
No to ciachałam.
Po skończeniu stałam przerażona swoją pracą.
Przez tydzień chodziłam zła jak osa, mąż bał się odzywać, a ja sama sobie chętnie bym dała kopa.
A moja róża wypuściła całe mnóstwo nowych pędów i zakwitła tak że sąsiadki zaglądały przez ogrodzenie.
Kwitła jak szalona, ostatnie kwiaty mróz zabarwił na różowo.
I chyba w tym momencie moje marzenie zaczeło się zmieniać z domu na dom z ogrodem. Potem na ogród z domem i tak pozostało.
Róża kwitła co roku coraz piękniej. W koncie było jej ciepło w zimę, latem miała pień w cieniu a koronę w słońcu.
Niestety przyszła zima 2008 (chyba??) i moja róża - już chyba 8 letnia zmarzła.
Nie mam pojęcia co to była za odmiana, ale zawsze w maju i czerwcu rozglądam się za tymi kwiatami.
Mam gdzieś jej zdjęcia - jak tylko znajde to wkleję.
Przez ten czas w naszym przestronnym mieszkaniu przybyło 2 dzieci i zrobiło się troszkę ciasno.
A ponieważ na 35 urodziny dostałam od rodziców kawałek ziemi pod Warszawą, to zapadła decyzja o budowie.
Nie bedę pisała o drodze przez mękę jaką było szukanie projektu, ( najważniejszy był wysoki ogród zimowy - dostaliśmy od teściów 40 letnią palmę, którą wychodowała z nasionka babcia mojego męża) i sama budowa.
Ponieważ rok czy dwa przed budową na naszym osiedlu poprawiali tynki zewnętrzne, to co robotnicy nie podeptali zostało wypalone przez resztki tynku dożywej ziemi. Nawet chwasty nie przeżyły.
Miałam jakieś pojęcie o stratach i nie chciałam odrazu budować ogrodu.
Ponieważ nasza działka było w szczerym polu, bez jednego drzewa kupiłam kilka duzych drzew i posadziłam je jak najdalej domu.(nie mogłam się opanować).
Od jakiegos czasu wchodzę na stronę Ogrodowiska jak tylko mam chwilkę. Podziwiam Wasze dorone i zadbane ogrody i zazdroszczę.
Niestety mój ogród to jeszcze niemowle.
Całe życie mieszkałam w bloku na Warszawskiej Ochocie. Na 6 piętrze niestety nie mozna mieć ogrodu. A i mnie to niewiele obchodziło. Kwiaty doniczkowe widziałam jak tylko mama zabierała uschnięte z mojego parapetu.
Choć zawsze marzyłam o własnym domu (domu, nie mieszkaniu).
Kiedy wyprowadziłam się od rodziców ( też na Ochotę) zamieszkaliśmy z mężem w 3 pokojach na parterze. Było tak duuuużo miejsca (przez krótki czas).
Nie planowałam tego, ale mieszkania na parterze w naszym pieknym nowym osiedlu miały ogródki. Na pietrze były balkony a na dole tarasy z ogródkiem.
jak więc już urządziłam mieszkanie, to trzeba było zrobić coś z tym za oknem.
Ogrodnik osiedlowy zajmował się terenem wspólnym, a te 20m2 ziemi było ogrodzone wraz z moim tarasem i tylko do mojej dyspozycji.
Ponieważ moja wiedza była mizerna (to mało powiedziane), zaczełam szukać.
Znalazłam w kiosku "Mój piękny ogród".
No i się zaczeło.......
Na początku sadziłam co mi pod rękę popadło. Bez żadnego składu i ładu.
Zachwycałam się każdą roślinką osobno nie patrząc jak wygląda całość.
Jak się pewnie domyślacie powstał ogromny bałagan.
Połowa roślin nie przeżyła pierwszej zimy.
Wiosną sadziłam uparcie od nowa.
Na stałe zagościł w naszym saloniku wąż do podlewania.
System był taki ze zewnętrznie nie miałam kranu i wodę ciągnełam podłączając wąż do kranu łazienkowego i ciągnąc go przez całe mieszkanie.
Łazienka była na 2 końcu (oczywiście).
Trochę mi zajeło czasu zanim zauważyłam że ogród to nie tylko pojedyńcze rośliny (choćby najpiękniejsze) ale też całość.
Było też kilka udanych zakupów.
W sprzedazy wysyłkowej kupiłam piękną białą różę szczepioną na pniu.(tak, ja też kocham białe kwiaty)
Nie miałam pojęcia o jej cięciu ani pielęgnacji.
Pod nią posadziłam lawendę (przeczytałam w MPO że odgania mszyce - niespecjalnie), a za nią hosty.
Z 2 stron był mur domu, i słońce dochodziło do tego miejsca dopiero po 13.
Po jej kwitnieniu kupiłam sekator i z sercem na ramieniu zabrałam się za cięcie.
Przeczytałam (oczywiście w MPO) ze takie róże należy skracać o 2/3.
No to ciachałam.
Po skończeniu stałam przerażona swoją pracą.
Przez tydzień chodziłam zła jak osa, mąż bał się odzywać, a ja sama sobie chętnie bym dała kopa.
A moja róża wypuściła całe mnóstwo nowych pędów i zakwitła tak że sąsiadki zaglądały przez ogrodzenie.
Kwitła jak szalona, ostatnie kwiaty mróz zabarwił na różowo.
I chyba w tym momencie moje marzenie zaczeło się zmieniać z domu na dom z ogrodem. Potem na ogród z domem i tak pozostało.
Róża kwitła co roku coraz piękniej. W koncie było jej ciepło w zimę, latem miała pień w cieniu a koronę w słońcu.
Niestety przyszła zima 2008 (chyba??) i moja róża - już chyba 8 letnia zmarzła.
Nie mam pojęcia co to była za odmiana, ale zawsze w maju i czerwcu rozglądam się za tymi kwiatami.
Mam gdzieś jej zdjęcia - jak tylko znajde to wkleję.
Przez ten czas w naszym przestronnym mieszkaniu przybyło 2 dzieci i zrobiło się troszkę ciasno.
A ponieważ na 35 urodziny dostałam od rodziców kawałek ziemi pod Warszawą, to zapadła decyzja o budowie.
Nie bedę pisała o drodze przez mękę jaką było szukanie projektu, ( najważniejszy był wysoki ogród zimowy - dostaliśmy od teściów 40 letnią palmę, którą wychodowała z nasionka babcia mojego męża) i sama budowa.
Ponieważ rok czy dwa przed budową na naszym osiedlu poprawiali tynki zewnętrzne, to co robotnicy nie podeptali zostało wypalone przez resztki tynku dożywej ziemi. Nawet chwasty nie przeżyły.
Miałam jakieś pojęcie o stratach i nie chciałam odrazu budować ogrodu.
Ponieważ nasza działka było w szczerym polu, bez jednego drzewa kupiłam kilka duzych drzew i posadziłam je jak najdalej domu.(nie mogłam się opanować).
____________________