Wszystko odbyło się we wrześniu 2013r.
Najpierw przyjechały podkłady. Każdy przecięty wzdłuż, bo w moim odczuciu takie grube, jakie zwykle są podkłady kolejowe wyglądałyby za ciężko na tak małej przestrzeni. A poza tym ja i mój Tata (wzrostu równie imponującego jak ja, chociaż silny nad wyraz) byśmy takiego grubasa nie podnieśli. I też - bo było dwa razy więcej za tą samą cenę

Panowie zwalili je pięknie na plac i odjechali.
Przystąpiliśmy do pracy-najpierw zostały dokładnie zamiecione. (btw - w tle widać tuje- to był ich trzeci sezon)
i dwukrotnie pomalowane impregnatem od strony "przeciętej"
Kolejnym etapem było bardzo dokładne planowanie i mierzenie, wizje lokalne (bo w międzyczasie dodałam do wsyztskiego upolowane na przecenie kratki)
I nastąpił etap wykonania. Z braku piły stolarskiej wszystko docinane było "z ręki" za pomocą piły łańcuchowej. Mój Tata stał się wręcz wirtuozem w tej dziedzinie a kolega dzielnie pomagał

ze względu na materiał (powiedziałabym ze dość "przaśny") nie miałam ciśnienia żeby wszystko było idealnie pod linijkę, z ekierką i ą ę - więc taki sposób świetnie się sprawdził. Na zdjęciach także mój nieodżałowany, niebyły już Pies który na bieżąco przeprowadzał kontrolę jakości wykonywanych prac.

i efekt końcowy widziany od frontu. DIY wyszło całkiem znośnie, a na pewno lepiej niż się spodziewałam.
Uprzedzając pytania - śmierdziały nie bardzo, tylko wiosną 2014 i tylko w pełnym słońcu -a tego u mnie akurat jak na lekarstwo. A potem przestały i nie śmierdzą szczęśliwie do dziś.