Witam serdecznie. Na początku napiszę kilka słów o moim zdarzeniu z Poison ivy, dla przestrogi gdyby ktoś zamierzał tu przyjechać. Roślinka nawet ładna, jesienią żółto pomarańczowe liście, wysokości 15 cm z białymi jagódkami. Dotknięcie tego cholerstwa grozi silnym zapaleniem skóry którego trudno się pozbyć. Ja miałem przez tydzień trzy kropki zasuszone a po tygodniu zaczęło się to mnożyć w zastraszającym tempie, moje ręce po 10 dniach wyglądają tak.
Powiem tylko że na zdjęciu to wygląda dwa razy lepiej niż w realu. Halloween już nie długo, to mogę Was trochę postraszyć, pośmiać się trochę można, choć do śmiechu mi nie jest. Do tej pory myślałem że trujący bluszcz-taka jest potoczna nazwa, istnieje tylko w bajkach ale w kanadzie jak w bajce jest, mówią. Dziś byłem u lekarza i przepisał mi lekarstwo PREDNASONE ma pomóc, domowych sposobów na to nie ma. Dobrze że ja tego do ognia nie wrzuciłem byśmy się tam wszyscy po truli takie silne to dziadostwo, że nawet dymem można się otruć, nie mówię o jedzeniu. Jak by się ktoś chciał pozbyć kogoś, to zapraszam na zbiory, sok jest oleisty więc bardzo trudno się go pozbyć, nawet przy myciu i praniu a jest aktywny przez 8 lat. Więc nawet po ośmiu latach można się tym dziadostwem zarazić używając np. łopatki którą używało się kilka lat wcześniej, niezłe co? Gdy poszedłem na szlak, to były tabliczki ostrzegawcze ale mądry polak po szkodzie. Powiem jeszcze że swędzenie jest przy tym tak potworne że ugryzienie kilku komarów w jedno miejsce to pikuś.