Artykuły Forum Ogrody pokazowe Instagram Sklep
Logowanie
Gdzie jesteś » Forum

Znalezione posty dla frazy "img"

ogrodoweimpresjejolki 09:04, 05 kwi 2013


Dołączył: 22 lis 2010
Posty: 11868
Do góry
mira napisał(a)
Jolu pozdrawiam, śniegu masz niewiele widać znaczy wiosna tuż i zdrowiej bo już złą krew Ci upuscili to będzie dobrze


Żeby to było takie proste I z zimą i z krwią oczywiście
Ale na parapecie kolorowo i to sprawia mi radość


Igiełkowy ogródeczek 09:02, 05 kwi 2013


Dołączył: 06 gru 2012
Posty: 4885
Do góry
Marzena2007 napisał(a)
Odcisk palucha zostawiam, jestem na bieżąco

Ja już nie narzekam, cieszę się jak dziecko, że śnieg nowy nie dowalił, u mnie panuje przedwiośnie prawie
Wczoraj było tak +3, śnieg nie padał:




Rododendronowy ogród II. 08:59, 05 kwi 2013


Dołączył: 22 lis 2010
Posty: 11868
Do góry
Bogdziu, dziękuję za rozweselającego gifa Mogę się odwdzięczyć jedynie moimi kwitnącymi w tej chwili storczykami



A ja już dawno działam bez myszki Ser mi podjadała, to wyrzuciłam
Kocham ten ogród 08:50, 05 kwi 2013


Dołączył: 20 wrz 2012
Posty: 443
Do góry
Zima nie odpuszcza







u mnie już brakuje miejsca na ten śnieg - kiedy to stopnieje i czy nie będzie z tego powodzi.
Ja mieszkam na wzniesieniu i wszystko spłynie w dół ale najgorzej mają właściciele poniżej bo zawsze mają zalane ogrody.
ogrodoweimpresjejolki 08:38, 05 kwi 2013


Dołączył: 22 lis 2010
Posty: 11868
Do góry
Krew do badania utoczona, piguły łyknięte, teraz czas na O-terapię
Witam i dziękuje za pamięć



Mój amarylis zakwitnie ponownie, ale chyba w kosmosie, bo jego pąk gotowy do startu w przestworza
A begonie strzępiasta tęskni za balkonem ....

Nasz ogród - Kasia i Tomek z Radkowa 08:37, 05 kwi 2013

Dołączył: 14 mar 2012
Posty: 508
Do góry
Rozplenica 'Paul's Giant' - ma chyba najładniejszy pokrój, ale jej gabaryty nie pozwalają na sadzenie w małych ogródkach. Kępa na zdjęciu ma około 2 m średnicy i 1,2 m wysokości.
Kocham ten ogród 08:35, 05 kwi 2013


Dołączył: 20 wrz 2012
Posty: 443
Do góry
Jabeska napisał(a)
Iwonko a Tinka jak znosi zimę? lubi snieg?, bo moje psiaki na tym sniegu tak wariuja jakby się szaleju najadły


Tinka uwielbia zimę , rzucanie śnieżkami i kopanie w śniegu bo tylko w zimie może kopać do woli








Poznajemy ptaki 08:03, 05 kwi 2013


Dołączył: 08 mar 2013
Posty: 12608
Do góry
Bogdzia napisał(a)
Wilga







Właśnie odkryłam , że na ptakach też się znasz. Jak ci się udało namierzyć wilgę-to bardzo płochliwy ptak, bardziej go słychać niz widać.Pozdrawiam
Poznajemy ptaki 08:03, 05 kwi 2013


Dołączył: 02 lut 2012
Posty: 1924
Do góry
Wczoraj tylko tyle zrobiłem. Podnęciłem ziarenkami i przyszło 12 przepiórek, było już ciemno i tylko 4 fotki wyszły.



Ptasi Ogród 07:49, 05 kwi 2013


Dołączył: 08 mar 2013
Posty: 12608
Do góry
MaciejK napisał(a)
Jak na razie w moim ogrodzie przeważają iglaki

Witam na forum. Czy trawa pampasowa juz zimowała w twoim odrodzie. Jesli tak to prosze o przepis
Mój jesienny ogród 07:34, 05 kwi 2013


Dołączył: 02 lut 2012
Posty: 1924
Do góry
Witajcie, dziś kropi deszczyk cały dzień, wczoraj było ładnie więc poleciałem do Parku Zrobiłem kilka zdjęć i pojechałem w drugą część parku na dzike ptaki, bo w pierwszej są tylko gęsi i kaczki. Posypałem ziarenek i kręciłem filmy telefonem, znęciło się 12 przepiórek, zaraz zrobiło się ciemno i wróciłem do domu.
Janinko, wiem że u Was taka straszna pogoda, prawie codziennie rozmawiam z rodziną. Twoje roślinki przyjęły się bardzo ładnie, zobaczymy jak przeżyją tę zimę. Mam nadzieję że zostanę dłużej, za miesiąc kończy mi się viza i trza załatwiać przedłużenie. U mnie wiosna na pełnych obrotach.
Pozdrawiam serdecznie.





Mój 4 arowy azyl... 01:02, 05 kwi 2013


Dołączył: 03 mar 2012
Posty: 14763
Do góry
Basiu pozdrawiam nocnie i wiosennie...
Żywopłotki cisowe. 00:32, 05 kwi 2013


Dołączył: 28 sie 2012
Posty: 4962
Do góry

Ten widok też mi się podobał.
Domek Baby Jagi mogłabym mieć na działce jako narzędziowy.
Samego ogrodu mam mało zdjęć, byłam z grupą i trzeba podążać za nimi.
Żywopłotki cisowe. 00:15, 05 kwi 2013


Dołączył: 28 sie 2012
Posty: 4962
Do góry
Dla odwrócenia zimy, Ogrody Hortulusa
Strzyżone żywopłoty to moje ulubione.


To takie zabaweczki do oglądania
Działka wkoło Lubczyka :) 00:08, 05 kwi 2013


Dołączył: 03 mar 2012
Posty: 14763
Do góry
Spokojnej nocy,kolorowych snow,usmiechnietego poranka
Ogród nie tylko bukszpanowy - część II 23:54, 04 kwi 2013


Dołączył: 09 lip 2010
Posty: 77364
Do góry
Na FB zmieniłam swoje zdjęcie profilowe i tło, żeby było kolorowo (Rododendronowy ogród)





a Kazia mi napisała

Kazimiera Woźniak

Pięknie witam
Pośród kolorowych kwiatów, zieleni radosnej
kroczy Pani co ze sobą niesie dla nas wiosnę
Pogodnym dzisiaj swym licem i buzi uśmiechem
jakby chciała rzec nam tutaj - będzie wiosna w dechę


*(użyłam slangu)
Ogród Joanny i Andrzeja od podstaw 23:38, 04 kwi 2013


Dołączył: 03 mar 2012
Posty: 14763
Do góry
Wiosennie,serdecznie pozdrawiam
Puste pole z wysepką kwiatową 23:23, 04 kwi 2013


Dołączył: 13 sie 2011
Posty: 160
Do góry
Elu, bardzo dawno nie było mnie na forum, ale już się stęskniłam za Wszystkimi. Nie wiem kiedy zdążę wszystko pooglądać, ale od czegoś trzeba zacząć. Gratulacje z okazji kolejnej setki.
Zima w pełni ale mam nadzieję, że już zaraz będzie temu koniec. Wczoraj zakopałam się na podjeździe, dobrze, że miałam odsypany popiół z kominka ( miał być na rabatki) i trochę obcinanych jesienią gałęzi, bo trzeba by było wzywać jakąś pomoc. W załączeniu zdjęcia z "Dyngusa "
Moje dziecko szuka łopaty do odśnieżania!

Na wielkanocnym spacerze !
Pozdrawiam ciepło!
Działka wkoło Lubczyka :) 23:21, 04 kwi 2013


Dołączył: 22 sty 2013
Posty: 8117
Do góry

a oto ten domeczek narzędziowy
Wichrowe wzgórze 23:18, 04 kwi 2013


Dołączył: 24 lip 2011
Posty: 1764
Do góry
Zamówiłam róże... dla Pusi mojej kochanej...

Kiedy to piszę, łzy same napływają mi do oczu i nie znajduję pocieszenia…
Moja najukochańsza Pusia, która w chwilach smutku zlizywała łzy z moich policzków – odeszła 3 kwietnia przed 1.00 w nocy :cry: :cry: :cry:
Zostawiła nam wielki smutek, żal, samotność.
Nie ma z kim wyjść do ogrodu, rankiem nikt nie szturcha łapką, nie przytula się i nie liże, a gdy ktoś puka do drzwi brakuje nam szczekania naszego kochanego obrońcy...
Martwa cisza.

Od dłuższego czasu chorowała na serduszko. Leczyliśmy ją początkowo słabszymi lekami, ale już od stycznia trzeba było zacząć mocniejsze leczenie, bo stan się zaczął pogarszać – brak tchu, szybkie męczenie po wysiłku i ten duszący kaszel – typowe dla sercowców.
Jakieś 3 tygodnie spotkałam znajomą, która opowiedziała mi o tym, jak nie zdołała ocalić swojej suni z powodu niewydolności krążenia i zgromadzonym płynem w płucach. Bardzo mnie to przeraziło. Poczytałam na ten temat, żebyśmy byli wyczuleni i nie dopuścili u naszej kochanej Pusi do takiego stanu. Zaczęłam baczniej wsłuchiwać się w Jej oddech. Kiedy kilka dni później usłyszałam szmery w oddechu, natychmiast pojechaliśmy do weterynarza. Stan faktycznie się pogorszył i słyszalny był płyn w płucach, ale nie było to takie duże. Dostała zmianę leków i zastrzyki – przeciwzapalne i lekko odwadniające, żeby pozbyć się płynu. Zmartwiło mnie to, ale widząc niemal natychmiastową poprawę, ucieszyłam się, że można sobie z tym poradzić. Pani weterynarz od razu uprzedziła, że to może być początek tego, co najgorsze, ale przyjmowałam do wiadomości słów lekarza. Po cichu liczyłam na cud, na to, że u mojej Pusi będzie inaczej…
Niestety moja radość nie trwała długo. Już kilka dni po tym, kiedy wróciłam z pracy, moja biedulka czuła się źle – nie czekała na mnie jak zwykle w oknie wypatrując kiedy przyjadę, w oczkach widziałam, że jest smutna, brakowało Jej tchu, dławiła się. Kilka razy wypluła wodę. Natychmiast pojechaliśmy do weterynarza. Okazało się, ze stan jest bardzo poważny – silne niedotlenienie, duża ilość płynu w płucach, słabo wyczuwalne tętno i natychmiastowo konieczne było podanie dożylne leków o szybkim działaniu oraz podpięcie pod tlen. Trudno było założyć wenflon, bo żyłki były zapadnięte, ale moja kochana Misiunia była dzielna i dała radę – po dwóch godzinach stan się ustabilizował. Przez kolejne dwa dni przyjeżdżaliśmy jeszcze na zastrzyki, ale było już naprawdę dobrze. Do poprzedniej soboty przedświątecznej, kiedy znów zauważyłam, że łapie powietrze jak rybka i patrzy na mnie oczkami proszącymi o pomoc. Znów pojechaliśmy do lekarza i ponownie to samo – tlen, zastrzyki, ale tym razem bez wbijania wenflonu, bo stan był stabilny. Święta spędziliśmy w domu, bo widać było, że mimo podanych leków, nie czuje się najlepiej. Cały czas leżała na boku na podłodze, ale wciąż w pobliżu mnie – jak zawsze, bo nigdy nie spuszczała mnie z oczu. Gdy przemieszczałam się po domu, Ona, choć widać było, że nie czuje się dobrze, szła za mną krok w krok. Zawsze tak było, ale gdy była zdrowa, a teraz … nie chciałam Jej męczyć, jednak nie dała sobie wytłumaczyć, żeby pozostać w jednym miejscu – musiała być wszędzie tam, gdzie ja.
Święta spędziłyśmy razem – zrezygnowaliśmy z gości u nas oraz wyjść do rodziny, bo widać było, że Pusia czuje się niezbyt dobrze.
We wtorek po świętach – ostatni dzień przed odejściem, moja biedna psiurka siedziała cały czas na podłodze. Za każdym razem, gdy próbowała się położyć, coś Jej nie pozwalało, natychmiast wstawała, siadała i ciężko oddychała. Miałam jeszcze urlop w pracy, więc spędziłyśmy razem cały dzień. Pojechaliśmy znów do weterynarza – znowu dostała zastrzyki, ale tym razem, po powrocie do domu nie było widać poprawy. Próbowałam położyć bidulkę w łóżku, kładłam się przy Niej, ale nie mogła leżeć. Serce biło Jej jak oszalałe, ciężko dyszała, bała się położyć. Siedziała z pyszczkiem zwróconym do góry, jakby szukała powietrza. Nie wiedziałam już jak mogę pomóc – tak bardzo chciałam żeby nie cierpiała...
Jeszcze raz położyłyśmy się obok. Zasnęła, choć oddech miała bardzo krótki i słychać było szmery. Mąż otworzył okno – to zawsze pomagało, lepiej Jej się oddychało. Ostatnie noce, choć były chłodne, spędziliśmy właśnie przy lekko uchylonym oknie.
Nie wiem kiedy, ja również zasnęłam. Obudziło mnie to, że Pusia wstała – pomyślałam, że czuje się lepiej, tylko chce się załatwić. Była godz. 00.30. Mąż wstał szybko, wziął Pusię na ręce i zaniósł na trawnik przed tarasem. Nagle usłyszałam jak woła: „Ty nie masz w ogóle siły, biedulko!”, po czym przyniósł mi Ją ledwie żywą na rękach i położył obok mnie na poduszce. To wszystko trwało sekundy… Serduszko biło Jej jak szalone, kołatało tak, jakby chciało wyskoczyć. Próbowałam Ją przytulić i uspokoić, ale nic to nie dało. Szybko mąż wziął Pusię na ręce i wybiegł z Nią na taras, gdzie usiadł w fotelu trzymając Ją na kolanach. Często, do niedawna, lubiła wyjść na taras i pooddychać nocnym powietrzem – myślę, że potrzebowała się dotlenić. Pobiegłam po kocyki, żeby Ją okryć, bo było zimno i wietrznie. Okryłam, oddech się uspokoił, ale leżała biedna zupełnie bez sił. Główkę miała na ręce męża, zerkała tylko z wielkim smutkiem na każdego. Nigdy nie zapomnę tego widoku i tego smutnego spojrzenia… Wiedziałam, że to jest ten moment, że przyszła pora się pożegnać, że to już… Ona też to wiedziała. Przybiegł mój syn, którego uwielbiała – w zasadzie razem się wychowali, bo kupiłam Pusię jak miał niecałe 6 lat.
Rozpłakał się widząc, jak leży bez sił, z otwartym pyszczkiem, łapczywie łapiąc powietrze. Cały czas patrzyła na nas w pełni świadomości, z wielkim smutkiem, jakby chciała powiedzieć, że musi już iść, a z drugiej strony tak bardzo nie chciała. Leżała tak jeszcze parę minut, wpatrując się w nas… A my… zapłakani całą trójką z rozdartym sercem i potworną niemocą. Jej serduszko biło coraz wolniej i wolniej... aż w pewnym momencie przestało bić :cry: Zasnęła spokojnie przy osobach, które Ją kochały najmocniej na świecie...


Nie mogę sobie z tym poradzić… Nie mogę sobie poradzić z tym bólem, tak bardzo mi Jej brakuje.
Ciągle mam Ją przed oczami. Do rana wypłakaliśmy swoje. Rano musiałam iść do pracy, ale nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Po powrocie do domu jeszcze gorzej. Gdy przyjechałam pod dom i zobaczyłam, że okno w kuchni, gdzie zawsze na parapecie czekała moja kochana, jest puste, rozpłakałam się. W domu pustka i cisza – tylko piec od CO słychać jak pracuje w piwnicy. Potworna, smutna cisza, brak machającego z radością ogonka, radosnych iskierek w oczkach, zaglądania do siatek z zakupami i szukania co jest dla Pusi, szczekania przy lodówce – wszak nareszcie można coś zjeść, gdy jest ktoś bliski w domu (od lat tak było, że cały dzień nie jadła nic, choć jedzenie było w misce, tylko czuwała w oknie aż wrócę z pracy). Kiedy brałam Ją na ręce na powitanie, z wielką miłością, z całej siły wtulała się pyszczusiem w moją twarz, szyję, żeby być jak najbliżej.
Brakuje mi tej kochanej mordeczki …
Noc… chyba najtrudniejsza. Spałyśmy zawsze obok siebie na poduszce. Wciąż czuję Jej zapach... W nocy kilkakrotnie budziła się, żeby sprawdzić, czy jestem blisko, po czym kładła pyszczuś na mój policzek, polizała kilka razy i tak zasypiała. Chwilkę później przekładałam Ją delikatnie na poduszkę. Tak było co noc od lat…
Rano znów ból i smutek – nie ma kto obudzić przytulaniem kudełków, nie ma tego delikatnego jęzorka, łapeczek, którymi potrafiła objąć za szyję niczym człowiek. Nie wyobrażam sobie teraz życia... Ja byłam świadoma, że psy nie żyją wiecznie, ale…
To dla mnie nie był zwykły pies. I to też nie jest tak, że byłam po prostu do niego przyzwyczajona. Ja Ją kochałam, naprawdę. Była z nami blisko 15 lat, cudownych lat.... Kochałam i wciąż kocham Pusię bardzo mocno i strasznie mi Jej brakuje. Zawsze mnie głośno i radośnie witała, gdy wracałam do domu, potrafiła uśmiechać się szczerząc ząbki – wyglądało to czasami śmiesznie, ale naprawdę tak robiła. Tak bardzo się cieszyła, kiedy wracałam... Zawsze, gdy miałam gorszy dzień, czy płakałam, była przy mnie, wtulała się we mnie w ten swój specyficzny sposób, pocieszała, lizała.

Tęsknię za Pusią, ta pustka w domu mnie dobija. Tyle radości wniosła w nasze życie. A my? Daliśmy Jej niezapomniane chwile, również wiele radości, dużo wspólnie przeżytych dni i mam pewność ze było Jej z nami dobrze.
Spędzałam z Nią każdą wolną chwilę, razem dbałyśmy o ogród… A Ona – moja kochana… Nie opuszczała mnie na krok… Wszędzie za mną szła. Nie było możliwości zamknięcia Jej drzwi przed noskiem, bo zaraz był płacz za drzwiami. Musiała być ze mną. Jak szłam do pracy, to było inaczej. Kiedy pierwszy raz, gdy miała 8 tygodni, przywieźliśmy Ją do domu i zamknęłam drzwi wychodząc do pracy, to tak strasznie piszczała, że musiałam otworzyć ponownie. Wytłumaczyłam wtedy temu napierzonemu szczeniaczkowi, że muszę iść do pracy, ale szybko wrócę – czy ktoś uwierzy, że zrozumiała? Od tej pory nie płakała, gdy wychodziłam do pracy, tylko nauczyła się czekania na mnie parapecie okna. Chęć wejścia na parapet sygnalizowała w specjalny sposób – kręcąc się szybko w kółko. Tak nauczyła mojego tatę, najpierw szczekając, pokazując drogę do okna, a później kręcąc się, żeby pokazać, że chce siedzieć na parapecie. Kochany, mądry piesek – umiała porozumieć się z nami w każdej sprawie. W poprzednim domu czekała na parapecie pokoju, a w nowym domu – w kuchni, bo z tego okna widziała, czy ktoś z nas wraca do domu. Kiedyś, niedawno, udało mi się uwiecznić to na zdjęciu, ponieważ przyjechałam pod dom z bocznej drogi i nie widziała. Weszłam cichutko przez taras, od tyłu domu i uchwyciłam kochaną psiurkę na zdjęciu.


Kto znał moją Pusię, wiedział, że była wyjątkowa. Każdy się dziwił jak może być taki pies, że wszystko rozumie, nawet nasze rozmowy. Często włączała się w dyskusje, próbując po swojemu mówić do nas modulując w przedziwny sposób swój głos. Niekiedy było to tak zabawne, że śmialiśmy się my lub nasi znajomi. Wtedy się denerwowała lub obrażała, że nie traktujemy Jej poważnie.
Kiedy kupiliśmy działkę, była przeszczęśliwa. Powiedzieliśmy Jej, że to dla Niej.
Codziennie była z nami na budowie, dbała ze mną o ogród wynosząc z rabat ślimaki i kładąc na trawnik. Znała każdą lukę na rabatach, przemieszczała się pomiędzy różami nadzwyczaj zwinnie, nie zaciągając włoskami o kolce. Zawsze dzień pracy ogrodniczej zaczynała od dokładnego obchodu rabat poruszając się slalomem pomiędzy roślinami. Gdy ja sobie spokojnie pracowałam, kładła się pomiędzy różami i obserwowała jak pracuję. Czasami też siadała na początku ogrodu na trawniku i obserwowała cały ogród. Jesienią cieszyła się ogromnie z jabłek, które dawały nasze jabłonie. Zawsze przynosiła jedno i prosiła, żeby porzucać jak piłeczkę. Po kilku rzutach zjadała całe jabłko, trzymając w łapkach i obracając je dookoła niczym wiewiórka. Moja kochana ogrodniczka…




Pamiętam dzień, w którym przyjechaliśmy do naszego domu i stwierdziliśmy, że czas na przeprowadzkę, mimo, że jeszcze wiele było do zrobienia. Pusia szalała z radości w salonie… Kochała to miejsce od pierwszego dnia zakupu naszej działki.


Niektórzy ludzie łapią się za głowę jak słyszą, że tak przeżywam odejście psa. Ja jednak nigdy nie traktowałam Pusi jak zwierzaka – to był nasz prawdziwy członek rodziny, prawdziwy przyjaciel, domownik na równych prawach z innymi.

Myślę sobie, że jeśli ktoś nie rozumie, że równie mocno można pokochać kogoś czworonożnego jak i człowieka, to znaczy, że ma mocno ograniczone myślenie.
Wkurza mnie, gdy ktoś mówi, że powinnam sobie sprawić nowego pieska…
Ja nie płaczę dlatego, że nie mam już psa, ja tęsknię za konkretną istotą... za moją ukochaną Pusią. Żaden inny piesek Jej nie zastąpi, żaden już taki nie będzie. Wiem, co mówię, bo miałam już kilka psów. Ona była i na zawsze pozostanie tą jedyną, wyjątkową, najmądrzejszą, kochaną. Wiem, że Ona też kochała nas wszystkich, ale też wiem, że ja byłam dla Niej wyjątkowo bliska…
Przeczytałam o Tęczowym Moście... Piękny, wzruszający tekst. Pomógł mi uwierzyć, że Ona – moja kochaniutka Pusinka tam gdzieś na mnie czeka, jak do tej pory, gdy wychodziłam do pracy – czuwała na parapecie okna, bez względu na ilość godzin, byle się doczekać aż wrócę z pracy. Mocno wierzę w to, że teraz też czeka, ale na innym oknie i że kiedyś Ją spotkam...
Teraz śpi spokojnie w swoim ogrodzie – tam, gdzie uwielbiała spędzać czas...
Posadzę Jej najpiękniejsze róże, pomiędzy którymi tak lubiła leżeć spędzając czas w ogródku.


"Kiedyś mnie spotkasz, bo przyjdę do Ciebie,
znów Cię uściskać, pogłaskać po uszkach,
przybiegnę prędziutko odszukać Cię w niebie,
poczekaj cierpliwie na nieba poduszkach'' …


A na razie nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy, co chwilę płaczę, bo żal rozrywa mi serce... Liczyłam na szybsze nadejście wiosny, bo wiedziałam, że dzięki dłuższemu spędzaniu czasu na powietrzu, poprawi się Jej krążenie, będzie lepiej dotleniona, będzie więcej radości i ruchu, serduszko zacznie lepiej pracować… W tym roku wyjątkowo czekałam na wiosnę…

Pusia – na zawsze będzie miała szczególne miejsce w moim sercu i w mojej pamięci.

Korzystanie z portalu ogrodowisko.pl oznacza zgodę na wykorzystywanie plików cookie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce plików cookies