To są peonie bylinowe, mam jedną krzewiastą, ale zdjęcia nie mogłam namierzyć.
A irysy wywołują u mnie na przemian: fascynację i niechęć. Raz jedno, raz drugie. Teraz jestem w fazie, że chyba coś kupię nowego, ale kwitnącego, żadne tam kłącza. Trzeba widzieć kolor, bo nawet za granicą zdarzają się pomyłki.
Obok moich rodziców był domek w całości porośnięty bluszczem, przepięknie wygląd. Pamiętam go takim odkąd sięgam pamięcią. Niedawno bluszcz zlikwidowali, nie wiem z jakiego powodu, w każdym razie tynk pod nim jest cały w pajęczynie pęknięć, więc trochę rozumiem niechęć eMa do roślin pnących na domu, co nie zmienia faktu, że i tak domy porośnięta bluszczem bardzo mi się podobają
A wracając do ławeczki, nie ujmując uroku bluszczowi, w głębi romantycznego serca jednak bardziej widziałabym obok tej ławki coś kwitnącego i pachnącego. Takie cudo na przykład klik
To jest R. 'Mme Alfred Cariere', zobaczyłam ją w tym ogrodzie z "gospodarstwem mlecznym" i produkcją lodziarską, tam gdzie we wnętrzach domu z przewodnikiem tak namiętnie dyskutowaliśmy o Cromwellu. Nazwy nie pamiętam. Był wielki ogród ziołowy i różany, biały z wodą i warzywny.
Ja się na irysy zdenerwowałam w zeszłym roku, ale przeglądając swoje i Twoje zdjęcia, uwielbienie wraca. Mam tak wspaniałe odmiany, a zapach jest urzekający. Świetne zdjęcia. Zwłaszcza z ławką, a na pierwszym planie granatowe irysy.