W poszukiwaniu idealnego sposobu na
sadzenie hakonechloa pozbierałam doświadczenia, o których tu na forum pisała Wiola, Ursa zasilana Toszką, a dziś rano na wątku u Johanki ona, Anda i Rojodziejowa. Posłuchałam też właścicielki-seniorki szkółki, od której brałam Hakonechloa.
Więc sprawa wygląda w kilku krokach tak (u mnie w glinie wzbogaconej żyzną ziemią i piaskiem, ale nadal glinie)
0. namoczyć donice w wodzie na 15 minut, rozluźnić korzenie (nie bać się

) - to namoczenie b. ważne, aby pozbyć się powietrza z korzeni.
1. wykopać dołek 2x większy niż obwód donicy, naciąć ścianki i zruszyć dno
2. dołek wypełnić mieszanką żyznej ziemi z korą i glebą rodzimą, wszystko przekopać
3. dołek zalać wodą, poczekać, aż woda wsiąknie, przemieszać, znów zalać wodą, w taką stojącą wodę włożyć sadzonkę i analogicznie jak z zagniataniem makaronu (co robiłam 2 razy w życiu

ziemię z obrzeży dosuwać do środka. Gotowe.
Nawożenie: u mnie wszystko wcześniej było przekopane z obornikiem bydlęcym, więc na razie niczego nie stosowałam, u Ursy gdzieś w połowie wątku czytałam o oborniku baranim granulowanym. Edit: Ale źle czytałam, bo chodziło o jeżówki



Czyli obornik załatwia sprawę
ORAZ DRUGI EDIT: MOŻNA NIE CACKAĆ SIĘ I POSADZIĆ PO PROSTU. BĘDĄ ROSŁY



patrz Milunia i Ursa
Może macie jakieś inne sposoby na sadzenie hakonechloa, dajcie proszę znać. Albo jakaś korekta mojego algorytmu hakonechloowego. Na razie posadziłam według tego sposobu 46 sztuk, wcześniej 13 bez namaczania, ciekawa jestem, czy będą widoczne różnice...
A tak to wyglądało: