Piątkowy post zaliczony, teraz już tylko ostatnie poprawki w chacie i wielkanocna kąpiel.;P Przeciez trzeba raz do roku. Ha, ha,
Nie mam beczki w ktorej topiło sie gorące kamienie w zimnej wodzie. i najpierw w niej myły sie dzieci, potem młodzież, a starzyki na końcu. Tak dokumentnie rodzina oczyszczona, mogła w sobotę iść ze święconką, albo prosić księdza do siebie na pokropek.
Na stole było różnie: od jajek do kiełbas, od szynek do kołaczy. WSzystkiego dużo, ale nic się już w niedziele nie gotowało i nie piekło.
A potem, kolejno rezurekcja i wielkanocne śniadanie. Była wojna na jajka: Czary mary bądź drewniane, a u innych proszę szklane!
Młodzież oczywiście szykowała się na śmigusowe psoty, starzy kulali jajka z podwyższinych korytek i wygrywał ten co sym jajkiem kulniętym z podwyższenia trafił najwięcej, albi wszystkich zawodników jajek pozbawił.
Dzisiaj tego już nie ma, jajka dostępne są cały rok, Nie ma odkładania, na ciasto, na nadziewane, na obdzielenie chrzestnych i dziadków. Ale malowane jajka trwają.
Wszystkim życzę "drewnianych", malowanych, drapanych, kraszanych w kolorach tęczy i nawet czarno białych. Wesołego dnia, na przekór zarazie. Udanego mazurkowania.