No tak to jest z tymi owocami i warzywami, że radość i satysfakcja wielka, ale całkiem inna pielęgnacja. Kiedy nasza winorośl wydała w zeszłym roku pierwszą jedyną kiść, w końcu jej nie zjedliśmy, bo nam było szkoda, no i dożyła sobie później starości Mój M. próbuje namówić mnie na założenie ogrodu owocowego, ale ja się wzbraniam, ponieważ boję się ogromu prac pielęgnacyjnych: te okresy karencji, inne opryski itp. Dostałam na Dzień Kobiet od M.drzewko brzoskwiniowe i na to jedno drzewko nie chciało się M. kupować preparatu i robić specjalnych oprysków, więc kędziarzowość je prawie doszczętnie ogołociła z liści. A ja na to: a nie mówiłam?
Tak Domi, przyznaję się bez bicia To byłam ja
A nóżki mam solidne Obie są teraz w pracy i przebierają pod biurkiem, bo chcą już na wakacje
Będziesz 8 września na spotkaniu u Kapiasów? Liczymy na Ciebie
A jakbyś miała "prawdziwy ogród" jak np. Wieloszka, padałabyś na nos z przemęczenia przy pielęgnacji i marzyłabyś o mniejszym, "poręczniejszym"ogrodzie Pocieszające jest to, że wszystkie tak mamy.
Ja całe życie próbuję być wysoką blondynką (jestem niewysoką brunetką)
Część roślin dostarczyła firma zakładająca ogród (to był warunek udzielenia gwarancji na rośliny) i ich pochodzednia nie znam, a część kupowaliśmy sami. Te kupowane przez nas pochodzą z polskiej szkółki specjalizującej się w dużych okazach. Niektóre rośliny sprowadził nam pośrednik z Niemiec, niektóre miał już u siebie gotowe do odbioru. Cyprysika formowanego na bonsai kupiliśmy w markecie
Klona palmowego na patyku kupiliśmy w obecnym już na Ogrodowisku Ibuki.
Poniżej fotka srebrnego świerka 'Hoopsii' (obecnie jest na rabacie obok tarasu, a pod nim srebrne kule) i klona 'Royal Red' (obok hortensji, przed rabatką z kulkowiskiem) tuż po przywiezieniu przez M. ze szkółki:
To przyjedź z córcią. Karmienie piersią to najlepsza rzecz na świecie. Nie trzeba wyparzać tych butelek, studzić wody itp. Znajdą się chętne ciocie i wujkowie do opieki. Ja jestem pierwsza chętna. Uwielbiam niemowlęta, a sama już prędzej mogę liczyć na wnuki, choć wcale mi się do tego nie spieszy i na szczęście mojej latorośli też nie. Czasem jednak przychodzi taka tęsknota za tupotem małych stópek
Anita ma rację, karmienie piersią jest wbrew pozorom najwygodniejsze nic się nie zepsuje, nie potrzeba sprzętu i można tak naprawdę nakarmić w każdym miejscu. Ja w ubiegłym roku byłam z małym Jaśkiem na święcie róż u Danusi. Starsi chłocy też byli 'cycowi' śmieje się że karmiłam w różnych miejscach i na Giewoncie i w kopalni Wieliczka i na statku płynącym na Hel