Dbam I nawet jest lepiej niż przewidywałem W piątek jeszcze zaliczę słówka z inglisza i spoooookój
Aha - zapomniałem się pochwalić Uczęszczam na kurs florystyczny Mamy takowy w szkole zorganizowany i siem zapisałem A nasza florystka jest genialna Twierdzi.....a co tam, pochwalę się że jestem fenomenem I że marnuję się na ekonomii.....No i tu znów pojawiają się życiowe dylematy ...... Ale na prawdę kurs podoba mi się
...ależ Ty masz chłopie energii i zapału...szkoła, ekonomia, ogrodnictwo i teraz jeszcze florystyka... pozytw...duży pozytyw...mało mamy takiej młodzieży...wiem coś o tym...
co do dylematów...
...hobby to jedno ale rachunki płacic trzeba...wybieraj tak aby nie miec kiedyś żalu....
Najpierw szkoła, bo już końcówka na ten rok szkolny, więc trzeba przypilnować. Potem możesz myśleć o samych przyjemnościach. Gratuluję odkrytego nowego talentu - florysta, hmmm, fajnie brzmi. Pozdrawiam
Hmmm... florystka może i z niej genialna, ale ekonomistka marna!
Inaczej od razu wiedziałaby, że największe profity (nie tylko materialne!) przynosi połaczenie hobby z ekonomią (czytaj: zawodem). Zatem ekonomi wcześniej czy później przyda Ci się.
Sebek ekonomia bez niszy, w której działasz i jesteś dobry, jest niewiele warta, bo jesteś wówczas tylko jednym z bardzo, bardzo wielu (czytaj: siedzisz na 12 piętrze, na openspejsie i kleisz tabelki, a za niotwieralnym oknem biurowca wybucha wiosna, aż kipi, ziemia nagrzewa się od słońca, a pąki nabrzmiewają; a na openspejsie chodzi klimatyzator i dzwoni szef, że cyferki są w złej kolumnie, a klient czeka na drugiej linii z pytaniem, kiedy przygotujesz mu ten wniosek o-coś-tam, a hr pytają kiedy pójdziesz na to zaległe szkolenie z bhp...)
Musisz się chłopie na czymś znać, aby móc to potem przełozyć na aspekt zarobkowy. Będziesz świetnym florystą, architektem krajobrazu, kwiaciarzem, ogrodnikiem, etc. który do tego potrafi liczyć! Toż to idealne połączeni pasja + zawód. Nie zmarnuj szansy, bo sam wiesz, co lubisz i kochasz. Wykorzystaj to - zastanów się, jak zarobić na swojej pasji.
Nie ma jak "podnosić kruszec" robiąc coś, co naprawdę się lubi. Wtedy kręgosłup (również moralny) nie boli.