Postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić i pozbędę się betonu raz na zawsze. Wypożyczyłam średni młot i zabrałam się do dzieła. Przez cztery weekendy "wydobyłam" i wywiozłam zdezelowaną taczką całą ścieżkę. Był to koniec pewnej epoki z mglistą wizją na przyszłość.
Zemsta za tysiącletnie niewolnictwo.
Tak samo z podwórkiem. Trudno uwierzyć, ale "pozyskałam" 24 tony gruzu. Ładować już nie miałam siły. Satysfakcja z destrukcji! Mogę wszystko. /Daty na zdjęciach niedobre, trochę techniki i się gubię/
Wiedziałam , że dam radę.