Emil nie zgodzę się tutaj do końca z Tobą, moje teoretyczne i praktyczne doświadczenie odnośnie murowania z granitu potwierdza, że wykonanie zbyt wielu warstw powoduje rozjechanie się materiału szczególnie jeśli w środku wypełnieniem jest zaprawa. Zwróć uwagę, że w murze są puste fugi im więcej by układał przed związaniem dolnych warstw to fugi by zapełniły się wypływająca zaprawą. A jeszcze pora jesienna nie przyśpiesza w wiązaniu zaprawy.
Nie wiem czy naciągnął zrobił ogrodzenie zgodnie ze sztuką budowlaną pewnie w środku w zaprawę wkładał zbrojenie, robiąc najpierw konstrukcję z pustaków które też pionowo by musiał co 2m zbroić belkami w celu wzmocnienia to koszty by wyszły podobne. A po drugie jak by obmurował pustaki granitem to grubość ogrodzenia by miała z ok 60 cm.
Mam pytanie , czy ktoś z Was używa w swoim ogrodzie rozdrabniacza ? Jak w praktyce radzi sobie z gałązkami . Czy można nim rozdrabniać liście np. dębu , rozkładają się dość długo ( 3 lata ?) , więc może korzystniej i lepiej je mielić .
przy systemie murowania kamienia i zalewaniu środka jednocześnie po ułożeniu jakiejś warstwy to faktycznie mur pływa jak opętany i trzeba zmarnować na taki mur jedną porę roku. jeśli kamień wiązałby i do siebie i do wcześniej wylanego czy wymurowanego muru to nie powiesz mi że nie ułożysz naraz wysokości metra co najmniej (można i więcej łapiąc co jakiś czas mur prowizorycznym rusztowaniem z desek) przy takiej kostce równej układa się ona praktycznie sama i bez zaprawy, zaprawa nie powinna tu stanowić przeszkody bo kostka powinna się jedna od druga dobrze zapierać a zaprawa tylko ja ustatecznić i końcowo związać....kostka jest z pozoru łatwym materiałem lecz jest zwodnicza..no ale nie róbmy z tego tragedii jest to znacznie wygodniejszy materiał niż niejednorodny kamień i jeszcze trzeba go sobie połupać........................
grunt że efekt jest bardzo dobry i właścicielom się podoba
Wątek zaczął się ciekawie, oczywiście wzbogacony wiedzą o kamiennym ogrodzeniu. Czekam na dalszy ciąg historii i pozdrawiam właścicielkę. Więcej fotek proszę.
Na pierwszym planie widać dąb i po prawo żywotnik. Na wcześniejszych zdjęciach, jak się przyjrzycie widać w oddali ten dąb, ale dużo wyższy. Dziś w obwodzie ma ok. 50cm.
Tu widać jak przy ogrodzeniu rosły świerki, a po siatce piął się winobluszcz. Tak się rozrósł
(na szerokość 1m), że zagłuszył choinki. Były przez to marniusie i bardzo powykrzywiane, dodatkowo zaatakowane ochojnikiem (a M. cieszył się, że mają ładne zieloniutkie szyszeczki ). Zieloniutcy to my jesteśmy . Zaniedbanie ogromne, zbyt późne opryski i z naszej winy kolejne karczowanie. winobluszcz też zlikwidowany, wycinaliśmy go w lipcu, więc masa liści, aż 2 duże przyczepy. Ile by było sadzonek np. dla Bogdy . Częściowo przeniosłam go na inną stronę, wystarczyło przysypać niewielką ilością ziemi i sam sobie świetnie radzi.
Z tego co do tej pory napisałam pomyślicie, że my tylko wycinamy i karczujemy . Małymi kroczkami uczymy się i zaczynamy dbać o roślinki. Na początek może coś o bukszpanie. Okaz posadzony przez poprzedniego właściciela urósł do pasa, rozczapierzony niesamowicie, bo nigdy nie cięty. Wzięłam sekator i skróciłam go do wysokości moich łydek. Oj działo się dział jak M. zobaczył co zrobiłam z jego ulubionym krzaczkiem (bo w zimie ma listki). Próbuję ciąć go w kulkę, dziś wygląda tak:
Na wiosnę czeka mnie projektowanie łezki. W jej górnej części, bliżej wejścia do domu będzie umieszczony kamień ciurkadełko. Posadziłabym przy nim miskanta, a resztę rabatki niskim jałowcem lub kosodrzewiną Winter Gold. Rabata w słońcu i "patelenka" przez cały dzień, nie wiele roślin to wytrzyma.