To nie jest pocieszanie... to stwierdzanie faktu. Podobno są takie Dzieci, które śpią, jedzą i się uśmiechają... Ale nie wiem, gdzie takie rosną... W moim domu urosły sobie dwie Królewny w rytmie tyleż nieprzewidywalnym, co wykańczającym mnie nerwowo. Ileż razy patrzyłam w ten bezzębny uśmiech i pytałam: dlaczego nie możesz tak przez cały dzień??? No dlaczego??? Odpowiedzi się nie doczekałam. Podkręcałam więc Mozarta i napytanie M. dlaczego słucham tak głośno odpowiadałam, jak bohaterka czytanej wtedy przez mnie książki: bo wolę słuchać Mozarta z płaczem Małej w tle niż odwrotnie

Zaliczyłyśmy kolki, refluksy i inne takie atrakcje. Ale... dzieci wyrastają ZE WSZYSTKIEGO! Nie tylko z pierwszych śpioszków. Tego się trzymaj.
A Maksio... anielski