Też dopiero odkryłam ten wątek.
Przejrzałam cały i popatrzyłam na Wasze zwierzaki. Przykro mi jak czytam o zwierzętach które odeszły.
Od dawna staram się nie przywiązywać za mocno do swoich czworonogów i chyba nawet nie potrafię.
W podstawówce straciłam swojego ukochanego szczeniak. Baaardzo go kochałam jak to małe dziecko

Na moich oczach wszedł mojemu tacie pod koła- na podwórku było kilkoro sąsiadów bo kiedyś można było u nas zarobić zrywając czarną porzeczkę- wszyscy krzyknęli by się zatrzymał ale niestety było już za późno

Ten widok mam przed oczami do tej pory - był białą matulką kulką.
N pamiętam co było po tym wydarzeniu bo wpadłam w jakiś amok i nikt nie potrafił mnie uspokoić. Krzyczała, płakałam, tupałam nogami, wyrywałam włosy z głowy. Nie mogłam patrzeć na swojego tatę baaaardzo długo.
Nawet teraz, po tylu latach płaczę jak to piszę. Dlatego staram się nie przywiązywać do zwierząt na tyle bym znowu musiała tak cierpieć. Miałam już wiele zwierzaków ale ich śmierć nie sprawia mi już takiego bólu. Jest mi smutno ale bardzo szybko przechodzę z tym do porządku dziennego.
Najgorsze jest to że teraz widzę jak moja pięcioletnia córka przywiązał się do obecnego kociaka. Ubzdurała sobie nawet że jak wejdzie na sedes to do niego wpadnie i się utopi. Teraz wszyscy muszą pamiętać o opuszczaniu deski. Otyla chodzi i wciąż to sprawdza. Ostatnio obudziła się w nocy z krzykiem bo przyśniło jej się że Tola wpadła do sedesu. Nie wiem co mam robić. Jak ona krzyczy przypomina mi się moje straszne przeżycie.
Domyślam się że jeśli Toli coś się stanie to też utkwi to w niej na całe życie.
A teraz przedstawiam Tolę
____________________
Ania
Anna i Ogród ... i ciągłe poszukiwania własnego idealnego raju:)