Opowieści ciąg dalszy.
W marcu 2012 roku zakasaliśmy rękawy i zaczęło się.
Ziemia okazała się bardzo trudna, bo dookoła domu prawie wszędzie masę gliny. Zaczęliśmy na szybko szukać ekipy do ułożenia podjazdu i ścieżek, tym bardziej, że przed nami były pierwsze święta w nowym domu.
Potem to już tylko orka. Zakupy sprzętu, roślin.......
Jak to bywa najczęściej kupowaliśmy zafascynowani co się dało. Mąż zwoził z odległych ogrodnictw iglaki - bo myśleliśmy, że iglaki i kora, trochę roślin posadzonych indywidualnie na środku trawnika to jest to.
Okazało się, że to za mało. Że podobają nam się inne rośliny, że nasz ogród to kwiaty kwitnące, krzewy, wyśniona przez męża magnolia.
Zwolniliśmy tempo.
Przecież wiadomo, że trzeba usiąść, pomyśleć, coś zaplanować - no tak, wtedy to już było troszkę za późno.
Postanowiliśmy oddzielić część wypoczynkową przy domu od sadu. Piszę sadu, bo prawie 50 drzewek to chyba już taki mały sadzik. Zakupiliśmy 60 szmaragdów i posadziliśmy w połowie tworząc na środku wejście.