U mnie też po zimie wygląda kiepsko, ale bardzo ją lubię i nie chcę się jej pozbywać.
Pospolitą Mahonię którą dostałaś od Kasi też mam, i z nią nie ma problemu. Pięknie się przebarwia i kwitnie. Jedyny problem to jej rozłogi.
O kotku poczytałam. Mój w zeszłym tygodniu zabity został chyba przez samochód. Też już nie chcę bo przy ulicy to każdy kociak tak kończy. Zadzwoń do schroniska. U mojej mamy kocica obca urodziła młode. Mama zadzwoniła i przyjechali, zabrali matkę z młodymi.
W sprawie mojej przybłędy dzwoniłam do schroniska i za radą pracownika przeprowadziłam "śledztwo". Okazało się że to kocie właściciela ma, tylko z nikomu niewiadomych powodów nie chce tam mieszkać. Żal mi go ale zaparłam się i nadal go nie karmię. Mam nadzieję że wróci tam gdzie jego dom.
Czytam Ewuś i trafia mnie...wiesz co! Ja rozumiem, że zdarza się to o czym napisała Małgosia. Bo kot, małpa jedna wszędzie przelezie. Ale cholera mnie bierze na kompletny brak zainteresowania właścicieli. Przerabiałam to latem u siebie na działce. Malutki kotek ciągle u nas przebywał. Poniszczył mi trzcinnki i mnóstwo bylin, bo zwiewał przed naszymi psami. Później jakoś się ogarnął zwierzyniec. I też nie karmiłam, choć sąsiad, któremu odnosiłam kota nawet mnie o to z uśmiechem zapytał. Kotka tego już nie ma . Sąsiad beztrosko stwierdził, że nie wie co się stało. Ale w tę sobotę widziałam u niego innego. Rudego. Ciekawe jak długo...
Ewa a może on do Ciebie przychodzi ze względów towarzyskich? bo np. jego właścicieli nie ma w tym czasie w domu? albo wystawili za drzwi a nie chce sam siedzieć na dworze... młode kociaki ciągną do ludzkiego towarzystwa
/mój jak był młody to w czasie gdy my byliśmy w pracy całe dnie towarzyszył sąsiadowi-dziadkowi przy jego pracach, w tym roku już go nie 'prześladował' a nawet wręcz unikał i wzbudził niepokój, że może coś mu się stało
Masz rację - jak ma właściciela to nie karm, na pewno głodny nie chodzi...
Przyszłam od Romki w sprawie kotka.
Strasznie mi przykro, że go nie karnisz i nie dasz mleczka.
Na moją posesję zimą kotka przyszła z trzema małymi kociakami. Znalazły schronienie w garażu. Karmiłam i poiłam tak długo jak zechciały u mnie być. Po pewnym czasie sami poszli w świat. Nie mogłabym patrzeć na biedne głodne spragnione stworzenie i nic mu nie dać.
Mam dwa psy i w niczym jedno drugiemu nie przeszkadzało.
Każdego dnia od wieczorem wystawiam w miseczce mleko i jedzenie. Przychodzą dwa kotki sierotki. Jeden stary, kulawy, widać dużo w życiu przeszedł. Drugi to chyba jeden z tych maluchów.
Namawiam do poratowania małego biednego kotka. Nabierze sił i pójdzie, a jak zostanie to fajnie. Do domu go brać nie musisz.
O sąsiedzie przeczytałam. Ręce opadają i człowiek bezsilny, a pomóc też nie ma kto.
Spróbuj może do urzędu gminy zgłosić - wydział ochrony środowiska.
TONZ jestem rozczarowana. Odmówili interwencji, którą zgłaszałam. Nie mają czasu, ludzi itd. Kazali napisać pismo i rozpatrzą - tragedia.
Zoja, myślę że masz rację, to bardzo towarzyski kotek jego właściciel to typowy gospodarz który nie mizia . U niego kot ma łapać myszy koniec i kropka.
Myślałam żeby go "adoptować" problem polega na tym że ja wiem jak to się dla niego skończy kiedy zostanie u mnie na działce.
Mirella, napiszę tak.
Kotkowi mleczka nie dawałam swojemu i temu też nie dam, bo koty powinny pić wodę, nie mleczko z mleczarni.
Kiedy mieszkałam w innej części miasta mój dom robił za schronisko dla niechcianych zwierzątek. Przyzwyczaiłam ludzi do tego że jak ktoś gdzieś znalazł jakiegoś biedaka to przynosił go do mnie. Na wczasy jeździłam z menażerią którą mogłam zabrać, a dla reszty musiałam szukać opiekunów na czas mojego wyjazdu. Dla większości nie udało się znaleźć nowych domów i dożywały starości u mnie. Wiec jak widzisz taka bezduszna nie jestem.
Nadal jestem otwarta na pomoc zwierzętom ale tu gdzie mieszkam teraz, schroniska nie będzie, postanowione.
Straciłam chęć inwestowania swojego czasu, uczuć i kasy w coś, co posłuży jako tarcza strzelnicza.