no na ogródek nie biorę

ale miałam taki pomysł, nie raz, ale albo za dużo pracy było (i nie zrobiona od razu nawarstwiłaby się niebezpiecznie), albo pogoda nie dopisała. Na pewno mam więcej czasu do dyspozycji na co dzień, bo pracując w domu nie marnuję go na dojazdy...
Zmęczyłam się. Podlałam większość ogródka. Cały dzień praktycznie przenosiłam wąż z miejsca na miejsce. Jedynie rabata wokół domu, od strony wschodniej i północnej nie ucierpiała, bo tam jest linia rozłożona i działająca - super się sprawdza. Limki wyglądają tragicznie. Modrak ledwo żyje, muszę mu ściąć kwiatostan, bo raczej się nie rozwinie - tyle że po ścięciu niewiele rośliny zostanie w donicy

jeżówki z ostatniej imprezy poprzekwitały/zaschły. Pomidorom uschły i oberwałam dolne liście.
Padnie chyba karczoch, wybitnie wodolubny, mimo przesadzenia do 2x większej donicy

Hakonki ładne były aż do teraz, pozwijały się, ciekawe czy coś z nich będzie

niestety prawie wszystkie, tylko te z zupełnego cienia wyglądają dobrze...
Zebrałam dojrzałe pomidory, fasolkę, cebulę - rozłożyłam niech schnie. Obrałam 3 krzaczki borówki, miska całkiem spora się nazbierała. Chyba je zamrożę, bo chwilowo mi się przejadły, M kręci nosem a Młoda wcale ich nie je

a ja mam 10 krzaków

chyba na targu z nimi będę stać

Do podlania zostały limki (nie ma co podlewać, liście po przędziorku wyglądają tragicznie). i Cisy za płotem. I jeszcze raz jutro oblecę strategiczne miejsca.
Dom woła o pomstę do nieba, idę rozwieszać pranie, ładować kolejną pralkę i rozpakować walizkę. I padam na twarz, dzisiaj spałam może ze 3h...